Dwa słowa: miłość, kochać - to najbardziej pożądane wyrazy ludzkości. Każdy chciałby się znaleźć w ich objęciu. Jednak coraz częściej mówi się, że miłość to proste reakcje fizyczno-chemiczne zachodzące gdzieś w przysadce mózgowej. Mimo tego całego naukowego języka, ich racjonalizacji i wszystkiego co poznaliśmy nic się nie zmieniło.
W czasie i przestrzeni różnie nazywano miłość kładąc nacisk na wielość jej aspektów. I tak grecy mówili o jej trzech wymiarach: agape, eros i phileo. Przejęła to teologia chrześcijańska dodając coś od siebie i określając nie tylko ich zależności, ale również ich granice:
- agape - miłość wzniosła, niecielesna, należąca w pewien sposób do cech naszej duszy, a w pełni obecna w relacji Boga do człowieka
- eros - miłość pożądliwa, cielesna, należąca do kochanków i w nich w pełni obecna, spełniająca się w sypialni jednak nie obca Bogu w Jego relacji do ludzi
- phileo - miłość przyjacielska, pomiędzy przyjaciółmi czy rodzeństwem.
W samym Piśmie Świętym nie ma rozróżnienia pomiędzy agape i phileo, a eros pojawia się sporadycznie - można policzyć na palcach jednej dłoni. O miłości w rozumieniu chrześcijańskim pisze Benedykt XVI w encyklice "Deus caritas est". Jest to tekst o stopniu trudności, który człowiekowi ze średnim wykształceniem nie powinien sprawiać trudności.
Tyle teologia - a co ze strony pozanaukowej? Tutaj sprawy nabierają znaczenia bardziej cielesnego i psychologicznego. Z jednej strony bajki, filmy i seriale takie jak: "P.S. Kocham Cię", "Czas na miłość", "Czarodziejka z księżyca", "Kraina lodu", które pokazują miłość międzyludzką w sposób wyidealizowany, chcące powiedzieć, że jest to siła w człowieku, która daje życie wielu ludziom. Z drugiej strony natomiast tandetne komedie romantyczne, filmy pornograficzne, które sprowadzają miłość do uczucia i seksu, fizjologii, bo bycie z drugą osobą, gdy się nie czuje "motylków w brzuchu" lub nie przespało się z nią po roku bycia razem jest bez sensu. Takie uproszczenia szkodzą już człowiekowi od samego początku, od dzieciństwa, czego ludzie są świadomi (wyraz temu niekiedy można znaleźć nawet na kwejku (: ) - dzieci, które się zastanawiają czy mając 10 lat nie są za stare na bycie dziewicą lub "faceci", którzy zdradzają, „bo Agnieszka miała większe cycki niż moja”. Miłość to sprawa indywidualna, o którą powinniśmy troszczyć się wspólnie, aby była prawdziwa.
Z tymi aspektami wiąże się również jak najbardziej czasownik: kochać. Jest on odmieniany przez wszystkie osoby i czasy co chwila. Nie pozostaje to bez znaczenia dla mojego żołądka.
W czasie i przestrzeni różnie nazywano miłość kładąc nacisk na wielość jej aspektów. I tak grecy mówili o jej trzech wymiarach: agape, eros i phileo. Przejęła to teologia chrześcijańska dodając coś od siebie i określając nie tylko ich zależności, ale również ich granice:
- agape - miłość wzniosła, niecielesna, należąca w pewien sposób do cech naszej duszy, a w pełni obecna w relacji Boga do człowieka
- eros - miłość pożądliwa, cielesna, należąca do kochanków i w nich w pełni obecna, spełniająca się w sypialni jednak nie obca Bogu w Jego relacji do ludzi
- phileo - miłość przyjacielska, pomiędzy przyjaciółmi czy rodzeństwem.
W samym Piśmie Świętym nie ma rozróżnienia pomiędzy agape i phileo, a eros pojawia się sporadycznie - można policzyć na palcach jednej dłoni. O miłości w rozumieniu chrześcijańskim pisze Benedykt XVI w encyklice "Deus caritas est". Jest to tekst o stopniu trudności, który człowiekowi ze średnim wykształceniem nie powinien sprawiać trudności.
Tyle teologia - a co ze strony pozanaukowej? Tutaj sprawy nabierają znaczenia bardziej cielesnego i psychologicznego. Z jednej strony bajki, filmy i seriale takie jak: "P.S. Kocham Cię", "Czas na miłość", "Czarodziejka z księżyca", "Kraina lodu", które pokazują miłość międzyludzką w sposób wyidealizowany, chcące powiedzieć, że jest to siła w człowieku, która daje życie wielu ludziom. Z drugiej strony natomiast tandetne komedie romantyczne, filmy pornograficzne, które sprowadzają miłość do uczucia i seksu, fizjologii, bo bycie z drugą osobą, gdy się nie czuje "motylków w brzuchu" lub nie przespało się z nią po roku bycia razem jest bez sensu. Takie uproszczenia szkodzą już człowiekowi od samego początku, od dzieciństwa, czego ludzie są świadomi (wyraz temu niekiedy można znaleźć nawet na kwejku (: ) - dzieci, które się zastanawiają czy mając 10 lat nie są za stare na bycie dziewicą lub "faceci", którzy zdradzają, „bo Agnieszka miała większe cycki niż moja”. Miłość to sprawa indywidualna, o którą powinniśmy troszczyć się wspólnie, aby była prawdziwa.
Z tymi aspektami wiąże się również jak najbardziej czasownik: kochać. Jest on odmieniany przez wszystkie osoby i czasy co chwila. Nie pozostaje to bez znaczenia dla mojego żołądka.
Dlaczego jestem przeciw? Bo w ten sposób słowo to traci swe znaczenie i swą siłę. Może dlatego faceci tak rzadko mówią to swojej wybrance - by nadal było czymś wyjątkowym? W sumie ciekawe…Jednak nie o tym teraz. Naprawdę, dziwię się ludziom, gdy mówią to komuś po pierwszym spotkaniu (a nawet piątym). Równocześnie żal mi dziewczyn (choć nie zawsze), gdy widzę, że facet tylko w celach łóżkowych to mówi. Ja sam się wzbraniam przed używaniem tego słowa póki nie poznam kogoś, kto jest warty, by mu to powiedzieć.
Odnośnie miłości u osób homoseksualnych, biseksualnych i innych orientacji (w końcu mamy 23 płcie wg facebooka xD) myślę, że warto napisać kiedyś suplement.
Odnośnie miłości u osób homoseksualnych, biseksualnych i innych orientacji (w końcu mamy 23 płcie wg facebooka xD) myślę, że warto napisać kiedyś suplement.
Bardzo ciekawy tekst - a ta "miłość - reakcja chemiczna" - to "zakochanie" - z miłością bym nie porównała - Tak 3 maj! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń