31 października 2014

Egipt - dlaczego nie?! Part I

Dzisiaj przedstawię kilka ciekawostek o Egipcie. Ma to po części związek z świętem radości jakim jest uroczystość Wszystkich Świętych. Przede wszystkim ma to wymiar praktyczny spowodowany klimatem tam panującym. W zimie bowiem najlepiej zwiedzać kraje Bliskiego Wschodu.

Trochę historii ogólnej

Egipt swymi początkami sięga bardzo głęboko (ok. 3500 r. BC). Należy do grupy najstarszych cywilizacji i coraz częściej wymienianych w czołówce najwyżej rozwiniętych umysłowo. Ich matematyce, mechanice i astrologii jeszcze przez wiele wieków nikt nie dorównywał. 

Jak to ma miejsce w wielu państwach tak i u nich początek wiąże się z monarchią, o której bardzo często opowiada się mity. Jedyne co jest pewne na jej temat: była, miała kilkanaście dynastii, rządziła ona dwoma państwami złączonymi w jedno. Egipt bowiem w swej pierwotnej fazie składał się z dwóch części, które były różne ludnościowo i kulturowo. Prawdopodobne jest nawet, że część faraonów była czarnoskóra. Rządy części z nich były tyraniczne i pełne ucisku zwykłych obywateli ot tak, bo król miał ochotę.

Religia starożytna

Życie od łona matki do łona ziemi było nią przesiąknięte. Nie jest to tak jak znamy to częściowo przynajmniej z lekcji historii w szkole. Nikogo to nie powinno dziwić. Obalić należy mit jednolitej mitologii, w której najwyższym bóstwem był Ra/Re. Każda osada, nieważne jakiego typu miała swoje bóstwo opiekuńcze. Zazwyczaj brało się ono z okolicznej fauny bądź zjawisk naturalnych. Dopiero z czasem pojawiły się antropomorfizujące bóstwa. Ich głównym zadaniem było dbać o urodzaj, związki rodzinne, tzw. ognisko domowe, a w ostatnim etapie o życie pozagrobowe. Wyobrażenia życia po życiu były silnie rozbudowane – co jest jednak najważniejsze dla ówczesnych najniższych warstw – każdy człowiek jest wobec niej równy. Wszyscy muszą ważyć swe serce w kontrze do ptasiego pióra. Jeżeli przeważy – to lipa z dobrobytu. 

Generalnie nie był to raj jakiego większość ludzi obecnie oczekuje. Bowiem już oni wiedzieli, że podstawą egzystencji ziemskiej istot myślących jest praca. W ich wierzeniach nie ominęło to zaświatów. Mogli oni jednak mieć pomocników i zazwyczaj królowie dostawali pomoc w postaci 365 figurek (każda na jeden dzień). Do tego w niedalekiej odległości chowano służących wiernych swemu władcy, aby mogli mu służyć na wieczność (fetysz?). 

Mitologia jest na tyle obszerna i z czasem się zmieniająca, że warto odesłać do podręczników akademickich odnoszących się do tego tematu. Podpowiem tylko, że są trzy okresy ;)

Krzyż koptyjski z napisem: Jezus Chrystus Syn Boga
Ludność

Obecni Egipcjanie są ludnością napływową pochodzenia arabskiego. Rdzenni mieszkańcy, którzy są chrześcijanami, nazywani są Koptami. Oni są prawdziwymi dziedzicami tej kultury i historii. Warto ich wspomagać – mogą zajmować się tylko pracą dla nas uwłaczającą, czyli złomiarstwem i przetwórstwem wtórnym (u nas wyglądali by jak bezdomni z wózkami), a czasem sprawami związanymi ze ściekami. Do lepszych robót nie są zazwyczaj zatrudniani. Dlaczego tak jest? Bo ich dziadkowie oraz oni sami nie zgadzają się na przyjęcie islamu. Religia jest wpisana w ich dowody osobiste. Zmiana następuje tylko jednostronnie – przyjmiesz islam dostaniesz notkę: muzułmanin. Zostaniesz chrześcijaninem, żydem bądź politeistom – jeśli przeżyjesz – nic się nie zmieni w twoim dowodzie tożsamości. Sten ten jednak będzie dla ciebie śmiertelnie niebezpieczny. Porównać to możemy do południowoafrykańskiego apartheidu. Tak więc jeżeli organizujesz sam wycieczkę - szukaj noclegu u nich. Pomożesz bardzo, a przy okazji nie zapłacisz wiele. Od razu mówię - nie będzie to proste. Pomyślmy o tym, że możemy pomóc

Więcej później
Krzychu
Udostępnij:    Facebook Twitter Google+

17 października 2014

Kobieta - ode mnie

Jadę właśnie na dwudziestopięciolecie ślubu mojej cioci. Jest to o tyle ważne, ponieważ niezwykłe w tych czasach. Rzadko kiedy bowiem zdarza się małżeństwo z tak długi stażem. Życzę tych godów oraz tym bardziej każdych następnych wszystkim małżonkom – szczególnie tym, które znam ;) Myślę, że to dobry początek dla tematu dopełniającego cykl wpisów o kobietach na tym blogu.

Wygląd

A co tam – będę próżny, ale zacznę od wierzchniej warstwy kobiety. Jak to brutalnie brzmi, ale cóż. Styl ubioru mówi wiele, ale nie wszystko. Może wprowadzać błąd w postaci stereotypów - najlepiej wiedzą to chyba „metalówy”. Są jednak pewne warunki psychologiczne za to odpowiedzialne co do których być może odwołam się jeszcze. Wracając – ciuchy mają dla mnie niebagatelne znaczenie. Widząc kobietę, która na co dzień chodzi z pępkiem na wierzchu; szortami, które ledwo zakrywają tyłek oraz w bluzkach z dekoltem, który nie spełnia swej roli (ma ciekawić) to osoba płci przeciwnej do mnie zniechęca mnie do kontaktu i relacji. Myślę bowiem o zbytnim zagubieniu tej osoby bądź – po rozmowie – o braku oleju w głowie. Jeżeli chodzi o codzienny ubiór preferuję dziewczyny ubrane w długie spódnice – nie, nie chodzi tutaj o cnotę – ale o kuszącą moc spódnicy. Kobieta odpowiednio ruszająca biodrami jest o wiele atrakcyjniejsza niż ta, która pokazuje co ma. Przyjemnie patrzy się też na te dziewczyny, które skrywają swoją wstydliwość pod warstwą normalnego ubioru.

Przechodząc głębiej i patrząc na samo ciało chciałbym mieć dziewczynę, którą można za coś chwycić podczas nocy poślubnej i każdej następnej. Nie interesują mnie patyczaki kreowane w większości przez modę, za którą są odpowiedzialni homoseksualni projektanci (nie jest tak?). Nie piszę tutaj o naturalnie chudych niewiastach (dlaczego chudy piszę się przez brzuszek „c”?). Mam bowiem koleżankę, którą poznałem w liceum, która starała się przybrać kilka dodatkowych kilogramów, ale jej nie wyszło. Nie podobają mi się osoby, które mają posturę „młodego Amerykanina”. Nie jest to jakakolwiek dyskryminacja – w tym miejscu sobie zadaję pytania: „Jak?”; „Dlaczego?”; „Przez kogo?”. Grafika obok zapożyczona od Anonimove przedstawia typy o jakie mi chodzi.

Nośność

Zgodnie z myśleniem wielu mężczyzn kobieta winna być nośnikiem klasy nie tylko na spotkaniach towarzyskich, ale również w domu. Nie chciałbym żeby było to coś sztucznego, wyuczonego. Powinno to być naturalne; wyniesione z domu rodzinnego. Zdaję sobie z tego sprawę, że wiele dziewczyn odbiera inne poczucie estetyki od rodziny i to nie jest ich wina. Każdy człowiek nosi bowiem w sobie wstydliwość szczególnie widoczną w okresie wczesnego dzieciństwa (5/6 rok życia). Jeżeli to zachowamy to klasa pozostanie, ponieważ opiera się ona w większej mierze na naszej skomplikowanej naturze. W przeciwnym wypadku rzeczywiście ważna będzie praca samodzielna, ale nie wmuszanie tego w siebie. Naturalna praca i wpajanie nauki. Klasa warunkuje też ubiór i kulturę fizyczną. Te w dalszej mierze kształtują charakter, rozwój kultury, klasy itp.

Wnętrze

Nie będzie to biologiczny opis krętości jelita czy budowy płuc, ale jak to określamy potocznie „to coś”. Dla mnie kobieta powinna być na tyle mądra i inteligentna, abym mógł po pracy, na wakacjach, w łóżku pogadać swobodnie poruszając tematykę jajorodności ssaków, seksualizacji życia wg Freuda czy transcendencji aktu małżeńskiego – jednym słowem mózg. Z tego wynika reszta – sposób mówienia, akcent, poprawność językowa, a nawet barwa i ton głosu. Dokładając wymagań – a co kobiety mogą to i ja – powinna być w tym przede wszystkim katoliczką. Wspólna wiara bowiem ułatwia życie – nie ma bowiem kłótni: kto ma z dzieckiem iść do Kościoła, jakie wartości przekazywać,jak prowadzić wspólne ognisko domowe itp.

Miejsce kobiety

Wybaczcie panie, ale potrzebowałem określeń, które byłyby zrozumiałe dla wszystkich. Nie będę wymieniał z kim się zgadzam a z kim nie spośród myślicieli, których prezentowałem wcześniej. Po prostu napiszę, a kto czytał wyłapie wątki.

Jak dla mnie kobieta jest ukoronowaniem stworzenia. Jest tą istotą, która została stworzona ostatnia i przy tym jako najbardziej skomplikowana (siedem dni stworzenia – od prymitywnych rzeczy do kobiety). Ma tę samą naturę istnienia co mężczyzna, a jej rola w społeczeństwie wynika z jej wrodzonych zdolności oraz w pewnej mierze z uwarunkowania kulturowego (nie muszę chyba pisać, że niewiastą jest dla mnie tylko taka osoba o genotypie XX). W stosunku do piękniejszej płci powinno się stosować pewne niepisane zasady. Nie po to by poniżyć, jak proponują to skrajnie lewicowe feministki, ale po to, aby podkreślić jej wyjątkowość. Nie jest ona bowiem tylko maszynką reprodukcyjną czy cielesnym „wibratorem” dla mężczyzn. Przede wszystkim jest naszą matką, żoną, siostrą czy przyjaciółką. Żadna z tych funkcji nie hańbi kobiety. Wręcz przeciwnie – podkreśla to co w nich najlepsze. Każda niewiasta bowiem ma w sobie to ciepło opiekuńcze, którego mężczyzna nigdy nie uzyska - nie urodzi; żaden człowiek nigdy nie kochał bardziej od matki, nie odkrywał mężczyzny jak żona, nie podpowiadał jak siostra oraz nie pocieszał jak przyjaciółka.

Nie uważam jakoby miejsce mojej żony było w kuchni – tutaj ja bym chciał rządzić ;) Nie ma być poddana mężowi jak to się rozumie potocznie. Każdy ma swoją funkcję niezbywalną jak to wyżej nakreśliłem. Z drugiej strony uważam, że kobieta może się realizować w pracy, ale nie kosztem męża i\lub dzieci. To samo dotyczy faceta. Niewiasta jest fizycznie słabsza od mężczyzny, dlatego nie powinno być nakazu zatrudniania kobiety wszędzie. Powinna być możliwość zakładania firm płciowych. Podobnie szkół publicznych. Płeć piękna jest jednak silniejsza psychicznie. Wystarczy zobaczyć na yt film o Holendrach poddających się testom skurczowym. Nie powinna pretendować do pełni równouprawnienia. Nie jest, i miejmy nadzieję, że nie będzie, mężczyzną. Jesteś delikatna na zewnątrz – i taka zostań ;) Co do duszy – widzisz różnicę? Ja nie. Bóg ma dla nas plan, a Kościół nam podpowiada jak go realizować ;) Tego się trzymajmy.

Masz uwagi? Pisz pod spodem.

Krzychu
Udostępnij:    Facebook Twitter Google+

8 października 2014

Uzdrowienia, leczenie a naiwność

Na jednym z portali niedawno pojawił się wpis, jakoby tylko modlitwa i życie z Bogiem wystarczyły dla pokonania choroby jaką jest depresja. Pisałem o tym ze znajomy o całkiem odmiennych poglądach i muszę się przyznać jestem co najmniej trzecią stroną w sprawie. Dlaczego? Zapraszam do lektury ;)

Choroba i lekarze

Ogólne pojęcie dla Polaków jest takie - wszystko co siedzi w przychodni jest lekarzem - oczywiście nie licząc pielęgniarek, sprzątaczek itp. Jednak nie jest tak kolorowo i prosto. Wiem na pewno, że psycholog nie zalicza się do grona lekarzy co usłyszałem na pierwszej wizycie u tego specjalisty. Radzę, więc uważać ze słowami. W związku z tym piszę o określonej wyżej grupie. 

Bóg nie bez powodu dał ludziom talenty, możliwości rozwoju nauki i walki z chorobą, by ci nic sobie z tego nie robili. Każdy człowiek ma obowiązek wykorzystywać swoje talenty, bowiem są one darem nie koniecznie dla niego samego, ale dla wszystkich. Nie inaczej jest z medycyną. Każdy z lekarzy ma swoje do zrobienia, że tak to określę: z namaszczenia Bożego. Realizując się w tej czy innej specjalizacji nie uszczęśliwiasz tylko siebie, ale całą wspólnotę Kościoła, a docelowo całą ludzkość (powiedzmy taki efekt motyla ;)). Dostaliśmy to jeszcze - jak i większość nauki - aby mieć oręże w walce z przewidywanymi bądź uwidocznionymi skutkami grzechu. Do tego bezspornie zaliczamy choroby. Nie wykorzystując tej drogi pozbawiamy się szczęścia, a dodatkowo zabijamy siebie - tak, tak - jedno z przykazań.

J 5,1-8
Choroba a modlitwa

Oprócz drogi fizykalnej mamy również drogę duchową, która dla wierzących chrześcijan powinna być praktykowana na równi. W wypadku Bożej interwencji może ona przybrać różną drogę - w zależności od Jego woli, bo On wie na 100% co robi. O "warunkach", "zasadach" itp. będzie kiedyś indziej. Teraz tylko podam drogi.

Tak więc pierwsza droga to całkowite uzdrowienie. Doznają go różni ludzie na całym świecie niezależnie od choroby. Wbrew swoim wykładowcom powiem, że nigdy nie wolno wątpić w taką możliwość. Jest to bowiem pewne ograniczenie Boga. Musimy jednak pamiętać, aby nie było to naiwne liczenie ze względu na swoje lenistwo.

Druga to wsparcie w normalnym przejściu choroby. Jest to zauważenie Bożej obecności w tym stanie i wyciąganie z tego Bożej Miłości co daje nam pewnego rodzaju ulgę - jeżeli znacie takie osoby to zapytajcie ich.

Trzecia to szybsze niż normalne przejście "standardowej drogi chorobowej" - inaczej określając chodzi o lepsze działanie lekarstw, trafienie na lepszych specjalistów itp. 

Naiwny jest ten kto liczy na uzdrowienie nie robiąc nic. Naszym obowiązkiem jest próba medyczna rozwiązania problemu. Pamiętajmy, że Bóg to nie zachciedajka - ja chcem i ja muszem mieć. Bóg to oprócz Odkupiciela, Zbawcy, Pana także nasz życiowy Partner ;)

Mówiłem, że jestem stroną - komentarze poniżej jakby co
Krzychu
Udostępnij:    Facebook Twitter Google+

3 października 2014

"Rodzina +" – błogosławieństwo czy przekleństwo?

W XXI wieku za rodzinę standardową uważa się taką, która składa się z kobiety i mężczyzny oraz ewentualnie dziecka. Za rodzinę wielką uważa się tą, która ma dwójkę. Dlatego też rodzina wielodzietna to taka, która ma trójkę i więcej dzieci. Sam zostałem wychowany w otoczeniu piątki rodzeństwa. W związku z tym chciałbym dzisiaj podjąć te zapomniany trochę temat.

Czynniki wspomagające "Rodzina +"

Z pewnością do nich należ przede wszystkim miłość rodziców. Bez tego ani rusz, gdyż z powodu jej braku biorą się wszelkie dysfunkcje. Jednak aby ta trwała odpowiednio długo musi zostać ona wyniesiona z domu rodzinnego bądź być wypracowaną przez ogromną siłę woli. Osoby, które znajdują oparcie w swojej wierze (w naszych warunkach jest nią chrześcijaństwo) mają w pewien sposób sprawę ułatwioną. Skąd taka teza? Ano bierze się ona z hierarchizacji życia społecznego jaki proponuje nam Kościół legitymujący się mandatem Chrystusa. Stawia ona w centrum życia Boga, który powinien być najważniejszą Osobą i miłością w życiu każdego wierzącego. Z tej miłości wypływa stosunek do ludzi w ścisłej hierarchii pokrewieństwa. Piszę to zakładając szczerą i nieobłudną wiarę.

Gdy mamy zapewnioną miłość musi się pojawić i sprawiedliwość. Możemy inaczej określić to zbiorem zasad czy hierarchią wartości, którą będziemy się kierować zarówno my sami jaki i stosować będziemy ją wobec dzieci. Jest to niezbędny proces wychowawczy, gdyż bez niego spłodzimy sobie bestie do domu. Dzieci takie są skazane na porażkę jeżeli nie nastąpi w ich życiu jakieś szczególne wydarzenie.

Wiara, miłość i sprawiedliwość wg mnie stanowią podstawę. Gdy będziemy to przez całe nasze wspólne życie małżeńskie wdrażać nie musimy spodziewać się poważnych błędów wychowawczych – gdyż drobne zdarzają się każdemu. Stanowią one pewną formę nauki dla następnego pokolenia, które z pewnością je wyłapie.

Czynniki zagrażające "Rodzinie +"

Z pewnością należą do nich używki inne niż herbata czy kawa. W Polsce najważniejszy problem stanowi oczywiście alkohol, który leje się strumieniami. Powinien on być podawany tylko dla smaku w małych ilościach i przy szczególnych okazjach – to dotyczy trunków wysokoprocentowych. Jeżeli chodzi o resztę, czyli wino i piwo – tutaj się kłania kultura przeznaczona specjalnie dla tych alkoholi. Toteż nie powinno się ich pić na umór czy codziennie. Winofile wiedzą co mam na myśli – reszcie polecam wujka google.

Ogólnie rzecz ujmując – alkohol w domu powinien być pod czujną obserwacją, gdyż wystarczy jeden nieuważny ruch czy moment i zamienia się w śmiercionośne narzędzie na pokolenia.

Drugim czynnikiem są papierosy. Jak mogą one zaburzyć rodzinę? Pomijając kwestie zdrowotne i zapachowe – każdy chce, aby nasze pociechy tego nie robiły, nie truły swojej rodziny czy marnowały pieniędzy czyż nie? Wystarczy dać przykład samym sobą.

Pracę kwalifikuję jako zagrożenie – wynika to z moich obserwacji, a także krótkiej praktyki nauczycielskiej. Wiele dzieci nie miało zbyt wiele czasu by być z rodzicami, ponieważ Ci albo siedzieli w pracy by mieć górę forsy dla dzieci. Zastanawiające jest po co im ta kasa skoro nie mają jej z kim rozsądnie wydać bądź oszczędzić. Niby wszędzie się o tym mówi, ale nikt tego nie słyszy.

Czynnikiem związanym z powyższym, a jednak osobnym jest ambicja rodziców/rodziny. Po to, aby nasze pociechy miały świetlaną przyszłość, większe szanse na rynku czy po prostu mogły przejąć rodzinny interes są wysyłane na rozmaite kółka i zajęcia pozalekcyjne co niejednokrotnie skutkuje brakiem czasu dla siebie i de facto dla szkoły.

"Rodzina +" – to jest to

Pomimo, że pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej z powodu ojca i moja rodzina nie wygląda jak ta szczęśliwa ze zdjęć czy rodziny mi znajome, które są dla mnie wzorem jestem za tym, aby takie rodziny powstawały. Rodziny, w których jest piątka i więcej dzieci. Owszem nie ma być to dziecioróbstwo, ale też nie ma być to kolejny haczyk na liście życzeń. Mają to być żniwa naszej małżeńskiej miłości, o które się dba jak najlepiej się potrafi. Zapraszam również do dyskusji niezbędnej dla takiego tematu.


Krzychu
Udostępnij:    Facebook Twitter Google+

Popularne posty: