14 listopada 2015

A z Francją było tak...

O ataku w Paryżu nie trzeba nikogo uświadamiać - wszędzie są wzmianki. Mam jednak wrażenie, że świat nie krzyczy tak jak to było po ataku na WTC, Londyn czy Madryt. Media nie nadążają z filtrowaniem informacji czy już się przyzwyczailiśmy z powodu ISIS? Może przemoc, którą traktujemy jako codzienną rozrywkę rodzinną przytępiła nasze zmysły? Nie wiem. Dzisiaj zajmijmy się winnymi tych ataków.

A było tak spokojnie

Na początku Bliski Wschód i Afryka Północna były rejonami pełnymi niemal codziennych konfliktów. Przyszło chrześcijaństwo - uspokoiło się na kilkaset lat. Później na horyzoncie pojawił się islam - krótka wojna i kolejny okres (chyba najdłuższy) spokoju. Oczywiście nie liczę tutaj waśni wewnątrz narodowych, gdyż te zdarzały się także w innych krajach na świecie. Kres spokoju przyniósł wiek XIX i kolonizacja basenu Morza Śródziemnego. Byli to Europejczycy, których od wieków kultura arabska kojarzyła z chrześcijanami. Doszło więc do prostego złożenia oraz rodzenia się pierwszych ekstremizmów religijnych. 

Kolejnymi kluczowymi momentami były główne wydarzenia XX wieku, w których mimowolnie mieszkańcy Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu brali udział. Zacząć trzeba od dwóch wojen światowych - krwawe walki w imię ideologi obcej autochtonom, wyzysk i gwałt na każdym polu życia człowieka. Siłowe rozwiązanie kwestii państwa żydowskiego i pierwsza interwencja USA w regionie. Później atak ZSRR na Afganistan oraz wszystkie misje Amerykańskie. To tylko niektóre z ran, które pozostały w pamięci, która jest inaczej niż u nas przechowywana. W kulturze semickiej stanowi ona podstawę świadomości bytowej.

"Multikulti"

Wielokulturowość jest zjawiskiem w historii niemal codziennym. Od odkryć geograficznych proces ten w zjawiskowym tempie wzrasta. Dotyczył on jednak niemal wyłącznie trzech kontynentów: obu Ameryk i Australii oraz jednego państwa europejskiego, czyli Wielkiej Brytanii. Zjednoczone Królestwo było wyjątkowe ze względu na ogromną ilość koloni zamorskich.

Zatrzymajmy się jednak na chwilę na kraju, z którym zjawisko "multikulti" nam się najbardziej kojarzy, a mianowicie z Niemcami. Zaczęło się w 1961r. podpisaniem umowy o rekrutacji tureckiej siły roboczej do Niemiec. Idea była szczytna - zatrudnić, zapłacić i odprawić z powrotem do swojego kraju. Po paru latach jednak zauważono, że nic z tego, dlatego postawiono na integrację każdego z pokoleń. Tutaj jednak pies jest pogrzebany, bowiem wskazywało się "ty jesteś obcy, dlatego musisz się zmienić". Przyczyniło się to do gettyzacji dzielnic wywołując skutek całkowicie odwrotny od tego co mieli politycy w zamyśle. Doprowadziło to do przyznania w 2011r. przez Angelę Merkel, że państwo wielokulturowe jest pomyłką i się nie sprawdza. 

Nieco inaczej sprawa wyglądała sprawa we Francji. Ich wersję nazwałbym "neomultikulti", ponieważ nie dochodziło tam do procesu sfrancuzienia. Próbowano stworzyć nowe społeczeństwo, które wpisywałoby się w osiągnięcia rewolucji francuskiej czego przejawem jest zakaz noszenia symboli religijnych i kulturowych w miejscach publicznych. Ludziom w drugim i trzecim pokoleniu żyjącym we Francji nakazano porzucenie własnej tożsamości. To samo próbuje się z nowo przybyłymi. Taki zabieg nie jest trudny do wykonania w kraju, w którym mentalna prawica już nie istnieje w polityce.

Inne problemy

Warto też wskazać na to co przyciąga ludzi do Starej Europy, czyli benefity. Znani są z tego Polacy, ale tak samo postępują Pakistańczycy, Syryjczycy, Libijczycy itp. Prawie wszyscy jadą do kraju, który pod względem finansowym jest niemal rajem. Nie pracują lub pracują dorywczo, a kasa spływa. Pod tym względem wstyd mi za Polaków.

Do ekstremizmów w Europie przyczynia się również załamanie tradycyjnych wartości moralno-społecznych, które narzuca się siłą. Nikomu chyba nie trzeba przedstawiać stosunku islamu i chrześcijaństwa do homoseksualizmu, prostytucji, pornografii, legalizacji - innych niż tradycyjne małżeństwa - związków, agresji skrajnie lewicowych ruchów feministycznych czy fundamentalizmu narodowościowego.

Podsumowanie

Nie jest mi żal ani jednego z państw, w których dokonały się zamachy. Każde z nich ma swoje za uszami. Politycy żyją jakby w oderwaniu od społeczeństwa. Wszelkie ruchy społeczne, które kończą się wprowadzeniem do sejmu kończą tak samo. A demokracja bezpośrednia nawet nie wchodzi w grę, bo żaden polityk nie zgadza się na oddanie władzy. Jedynie współczuję i modlę się za rodziny ofiar zamachów. Może w końcu staną się przyczyną zmian w krajach sterroryzowanych. 

Krzychu ;)
Udostępnij:    Facebook Twitter Google+

8 listopada 2015

Przecież ksiądz ma kobietę na boku...

Zdanie tytułowe jest jednym z najczęstszych "argumentów na nie" przywoływanych w kontekście spowiedzi. Jest to z jednej strony zrozumiałe (zgorszenie) a z drugiej śmieszne (co to ma do mojego życia). Nie bez powodu zaczynam od tej kontrowersyjnej treści bowiem dzisiaj chciałbym przedstawić kilka "typów księży w konfesjonale".

Od początku

Rzeczywistość spowiedzi obecna była w Kościele od jego początku. Zaczyna się od Ewangelii gdzie Jezus niemal na każdym kroku odpuszcza grzechy wiernym. Później odchodząc zostawił rodzącemu Kościołowi "prawo" do tego miłosierdzia: "Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane" (J 20, 22-23). W okresie antyku i wczesnego średniowiecza sakrament ten miał charakter publicznego wyznawania grzechów - najpierw jednokrotnego w ciągu całego życia(!), a następnie wielokrotnego. W okresie między V a VII wiekiem w wyniku misji iroszkockich na kontynencie rozprzestrzeniła się forma uszna wyznawania grzechów - nadal w formie bezpośredniej rozmowy z kapłanem. Znany nam konfesjonał został wprowadzony przez Tridentino w celu zwiększenia intymności oraz poniekąd zwiększenia komfortu (zmniejszenia poczucia wstydu).

Ksiądz w konfesjonale

Rola duchownego w przebiegu sakramentu pokuty i pojednania jest tak ważna jak mleka krowiego w cieście drożdżowym. Może to być moment przełomowy nawrócenia/nawracania się lub chwila rezygnacji/zgorszenia. Robotnicy albo o tym zapominają, albo mają to w nosie. Dlatego powinniśmy cenić i dziękować Bogu za osoby, które poważnie traktują swoją posługę. Sam będąc na parafii kilka lat temu widziałem jak jeden z moich kolegów księży się przygotowuje, aby być prawdziwym w tym co robi (do tego stopnia, że nosił karteczkę ze sobą, żeby w trakcie rozmowy z penitentem nie zapomnieć formuły spowiedniczej).

Dochodząc do głównego tematu wpisu przedstawiam kilka "typów" spowiedników, z którymi miałem do czynienia/czytałem o nich/na których znajomi się skarżyli:
  1. fideista - koleś, który twierdzi, że wszystkie problemy wystarczy załatwić modlitwą i po kłopocie (por. Fides et ratio);
  2. psycholog - facet twierdzący, że w "tym i tym" przypadku spowiedź nic nie da i trzeba to załatwić u psychologa/psychiatry (por. FeR);
  3. ignorant - osoba mająca na półce w pokoju nauczanie Kościoła, będąca sama dla penitentów instancją moralną, np. masturbacja nie jest grzechem - to normalne dla faceta;
  4. mistyk - ksiądz, który żyje w bliskiej relacji z Jezusem do tego stopnia, że dochodzi niekiedy do rozpoznania sumienia i wie wtedy o rzeczach, o których nikomu nie mówiłeś bądź nie miał możliwości konkretnej rzeczy usłyszeć;
  5. kaznodzieja - ksiądz, który nie ma "super pouczeń", ale się przygotowuje, stara się, jest wyrozumiały i sprawiedliwy - pozytywnie normalny;
  6. mądrala - koleś, który nie da się wyspowiadać - nie dopuszcza do głosu lub przerywa w trakcie wypowiedzi - bo ma odpowiedź na ciebie, np. wszedłem kiedyś na Jasnej Górze do konfesjonału, nie zdążyłem się przeżegnać, a ojciec stwierdził już, że przyda mi się psychiatra...;
  7. czytelnik - osoba modląca się bądź czytająca w trakcie spowiedzi;
  8. biskup - biskup we własnej osobie będący w konfesjonale.
Podsumowanie

Moje doświadczenie z "konfesjonałem" jest długie i burzliwe - raz lepsze, raz gorsze. Ważne jest jednak, aby nie przejmować się księżmi będącymi w "budce", ponieważ przychodzimy tam do Chrystusa. Wiem, że brzmi to jak typowa papka katolicka, ale tak jest. Z powodu takiego podejścia udało mi się wyspowiadać u "mądrali". 

Rozumiem również, że postawy księży wywołują zgorszenie. Pamiętajmy, że księża są z ludzi wzięci, przez ludzi wychowani i dla ludzi przekazani - zatem jaka jest kondycja społeczeństwa taka też kapłańska. To jest również nasza odpowiedzialność, żeby bydło nie szło do seminarium i stamtąd nie wychodziło.

A co wy myślicie o spowiedzi? 

Krzychu;)
Udostępnij:    Facebook Twitter Google+

1 listopada 2015

Jak to?! Luteranie?!

Nasza wiedza o zborze ewangelicko-augsburskim czy luteranizmie jest przekazywana bardzo schematycznie oraz stereotypowo. Cały czas przedstawia się ich jako anty-świętych, zwolenników sola scriptura albo jako przeciwników transsubstancjacji całkowitej. Nie pokazuje się ich myśli na resztę ważkich dla chrześcijan tematów. W wypadku Sądu, cząstkowego lub Ostatecznego, myli się zazwyczaj denominacje. Przeanalizujmy zatem cytat i komentarze z oficjalnych wypowiedzi Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP.            
Konfesja Augsburska art. XVII

Jest to jeden z podstawowych dokumentów, na którym opiera się wiara ww. wspólnoty. Wymienione są w niej podstawowe prawdy wiary zboru, a także spis nauk potępionych. 

O przyjściu Chrystusa na sąd
Kościoły nasze uczą, że przy końcu świata Chrystus się zjawi, by odprawić sąd, i wskrzesi wszystkich zmarłych: pobożnym i wybranym da żywot wieczny i radość wiekuistą, a bezbożników i diabłów potępi, by cierpieli bez końca. Kościoły nasze potępiają anabaptystów, mniemających, iż kary ludzi potępionych i diabłów mają się skończyć w przyszłości. Potępiają też innych, którzy obecnie szerzą poglądy żydowskie, że przed wskrzeszeniem zmarłych pobożni obejma rządy nad światem, zdławiwszy wszędzie bezbożników.[1]

            Artykuł ten jako jedyny porusza kwestie rozdziału sprawiedliwych od niesprawiedliwych. Filip Melanchton będący autorem całej Konfesji, potwierdza naukę, którą ówcześni uznawali za starożytną[2]. Zgodnie z wizją protestujących przeciwko jarzmu Kościoła Rzymskiego Jezus jako Syn Boży swą mocą doprowadzi do powstania z martwych wszystkich ludzi. Wówczas moc Boża okaże swą wielkość wobec całego stworzenia. Nie odcina się również od ówczesnego sposobu myślenia chrześcijan jakoby Trójjedyny miał potępiać i skazywać na cierpienie. 

Wizje mrocznej rozprawy po śmierci 
odnaleźć możemy już w malarstwie późnośredniowiecznym[3].

            Wracając do tematu – samo ujęcie Boga jako sprawiedliwego sędziego wywodzi się z myśli jurydycznej Kościoła Katolickiego, która swe początki znajduje w prawie rzymskim. Rzymianie, jak i inne ludy starożytne, podchodziły do kodeksu w niezwykle surowy sposób. Takie wątki w myśli protestujących nie są więc niczym nowym jak na ówczesne czasy. Zmiana następuje dopiero w wyniku ewolucji doktryny, której artykuł XVII się oparł. Obowiązuje on również dzisiaj co dla nas zdaje się bardzo anachroniczne, ponieważ Kościół Katolicki zmienił swą naukę; aczkolwiek jej przebłyski możemy nadal znaleźć w sześciu prawdach wiary[4].
            W części wykluczającej znajdują się poglądy anabaptystyczne oraz żydowskie. W ten sposób odrzucone zostają wątki tzw. pustego piekła oraz ludzkiej zdolności zaprowadzenia ładu w naturze. Obydwie szkoły nie zostały uznane już w starożytnym Kościele co uznają również protestujący.

Komentarz do wizji Sądu          

Ksiądz Jan Motyka[5] w swym artykule[6] poruszającym kwestie życia wiecznego porusza tematykę jurydyczną czasów ostatecznych. Jego styl wypowiedzi różni się całkowicie od języka jakiego używał Filip Melanchton.

            Decydujące jest stanowisko Jezusa. On dlatego zaniepokoił nas groźnymi wizjami sądu ostatecznego, ponieważ nasze istnienie rzeczywiście zmierza ku tej chwili. Jezus nie mógł tego przemilczeć z miłości do prawdy i do ludzi. Musiał ostrzegać, napominać, wzywać do zachowania czujności. Słowa Jego nie przestają być Ewangelią, tchną i wtedy miłością Bożą, gdy rozbrzmiewają jak rozpaczliwy krzyk ostrzegawczy, który pragnie uchronić przed niebezpieczeństwem. Nie można więc przemilczać tych spraw, tym bardziej że do dzisiejszego człowieka nie można odnieść słów apostoła Pawła. (…) Żywa wiara w Boga jest ściśle związana z wiarą w sąd Boży i zbawienie. (…) Jeśli komu wiara w sąd ostateczny wydaje się nierealną, to znaczy, że stracił poczucie odpowiedzialności przed Bogiem i brak mu czujności. Współczesny teolog i filozof dr Karol Hein porównał Kościół do olbrzymiego mostu stalowego, wspierającego się na dwóch filarach. Pierwszy filar stanowi Słowo Boże, zakon i Ewangelia o Jezusie Chrystusie, o Jego Krzyżu i zmartwychwstaniu. Ten filar jest widoczny w naszym doczesnym życiu. Drugi filar jest niewidoczny, gdyż znajduje się na brzegu tamtego świata, ale przez wiarę jesteśmy pewni jego istnienia. Tym filarem jest wiara w sąd Boży, zbawienie i życie wieczne. Żaden z tych filarów nie może się zachwiać; jeśliby runął jeden z nich, drugi również straci rację bytu. Wtedy Kościół straci swe znaczenie, a człowiek zgubi sens życia.

            Z obrazu przedstawionego nam przez pastora wynika, że Sąd Ostateczny jest wynikiem Bożej miłości. Należy on również do nieodzownego depozytu Ewangelii jako wyraz szczególnej troski miłości. Jan Motyka zaliczył też, za Karolem Heinem, rozliczenie ludzkości do filaru wiary chrześcijańskiej podtrzymujący realność i sensowność drogi Jezusa.  


Podsumowanie

To jest tylko cząstka z podstawowych elementów dialogu ekumenicznego. Namawiam zatem wszystkich, aby samemu się wgryźć w temat. Nie jest to proste, ale też nie jest niemożliwe. Trzeba być jednak uważnym.

Pozdrawiam
Krzychu ;)



[1] F. Melanchton, Konfesja augsburska, [dostęp 27.10.2015r] http://old.luteranie.pl/pl/index.php?D=145
[2] F. Melanchton, Apologia konfesji augsburskiej, [dostęp 27.10.2015r]
http://www.luteranie.konfesyjni.pl/index.php/teologia/ksiegi-symboliczne/45-apologia-konfesji-augsburskiej#art17
[3] Sąd ostateczny przedstawiany w tryptykach dzielony był na trzy części: dobrych – prawa strona obrazowa, złych – lewa strona obrazowa i centralna część przeznaczona na wizję Sądu właściwego i Boga.
[4] Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za złe karze.
[5] Najdłużej działający polski pastor żyjący w latach 1910-2006. Znany był z licznych artykułów w prasie kościelnej - często apologetycznych, zajmował się ewangelickim małżeństwem, małżeństwami o różnej przynależności wyznaniowej, etyką, był autorem podręcznika do nauki konfirmacyjnej "Abym był jego własnością", popularnego wykładu dogmatyki ewangelickiej, zawartego w dwóch tomach książki "Bóg i my" oraz postylli domowej "Z wiary dla wiary". Był też współautorem modlitewnika "Bądź z nami, Panie!" oraz Śpiewnika Kościelnego z roku 1964.
[6] J. Motyka, O nowe spojrzenie na naukę o rzeczach ostatecznych, w: J. Motyka, „Bóg i my – wprowadzenie do dogmatyki” [dostęp 27.10.2015r]
http://www.luteranie.pl/materialy/ks_jan_motyka_o_nowe_spojrzenie_na_nauke_o_rzeczach_ostatecznych,1471.html
Udostępnij:    Facebook Twitter Google+

Popularne posty: