Biolodzy od bardzo dawna starają się rozwiązać zagadkę nieśmiertelności i wiecznej młodości. Podobnych zabiegów próbowali wcześniej alchemicy i czarownicy. Religie i wiara chrześcijańska podeszły do tego problemu z innej strony - rozwinęli koncept "życia wiecznego". Chciałbym jednak rozwinąć ten temat w oparciu o systemy wierzeń inne od monoteistycznych.
Antropologii europejskiej słów kilka
Pół roku temu pytając dzieci w szkole z czego składa się człowiek otrzymywałem odpowiedzi typu: mózgu, flaków, serca, krwi, zębów itp. W sumie się nie myliły. Jest to najprostszy sposób pojmowania świata przez człowieka. Nie wchodząc w szczegóły mówią o tym niemal wszystkie religie. Sam bym to nazwał antropologią pierwotną.
Dopiero w wyniku pytań pomocniczych dowiadywałem się, że jest także duch i dusza. Tutaj pojawia się problem natury ponad cielesnej. Mamy więc dwa czynniki, które wbrew pozorom nie są wobec siebie różne, nie są też tożsame. W skrócie - duch dla duszy jest tym samym czym dusza dla ciała - jedno ożywia drugie. Duch jest samą substancją żyjącą, natomiast dusza jest procesami, które sprawiają, że człowiek jest wyjątkowy. Czy aby na pewno?
To co przedstawiłem powyżej jest wynikiem europejskiej kultury, nauki i religii. Spotkały się w jednym miejscu - chrześcijaństwie - elementy semickie z greckimi, rzymskimi i germańsko-słowiańskimi (w promilowych ilościach). W ekstra wielkim skrócie opisałem czternaście stuleci europejskiej antropologii (IV-XVIII wiek).
Ciało
Semici, do których zaliczamy Żydów, arabów, starożytnych Persów i Nomadów, znając podział człowieka na trzy elementy nigdy ich osobno nie rozpatrywali. Mówiąc ciało, dusza, duch zawsze mieli na myśli człowieka. Były - nadal są - to dla nich rzeczywistości tak spójne, że niemożliwe do rozdzielenia. Takie podejście do sprawy nazywamy monizmem materialno-duchowym. Zmiany zaczęły się pojawiać w wyniku myśli greckiej - u Żydów oraz w myśli persko-irańskiej w wyniku misji buddyjsko-hinduskich.
Dla Hellenów oraz ludów Subkontynentu Indyjskiego jasnym było, że ciało nie stanowi nic dobrego. Być może wzięło się to z dwóch czynników, o których opowiem później. Powoduje bowiem ból i cierpienie. Rozwiązanie jednak był tak skrajne jak tylko mogło być. Grecy uważali więc, że życie musi mieć "smak" i postanowili je używać ile można. Zachowali pewne normy seksualne (mają na noc z tym co jest teraz). Poza nimi już chyba złamali wszystkie - celowa bulimia, gwałty w tekstach religijnych, hazard, wykorzystywanie niewolników podobne do współczesnego handlu ludźmi, mordowanie za ozdoby, porywanie kobiet itp. Ludy Centralnej Azji postawili za to na ascezę, która bardzo często wpadała w skrajności. Celem jej było "upodlenie" własnego ciała, "pokazania" mu "swojego miejsca". Uznawali bowiem potęgę fizyczności, która ustępowała jedynie rozumowi. Stąd tak popularna obecnie konieczność panowania nad swoim ciałem.
Koncepcje te jednak rozbijają się o granice Państwa Środka. U Chińczyków bowiem występuje bowiem afirmacja ciała, które - podobnie jak u Semitów - stanowi jedność z duszą. Pokłosie tego poglądu możemy usłyszeć na zajęciach w szkołach wschodnich sztuk walki, które wyrosły m.in. na myśl Konfucjusza.
Podobną postawę prezentują Japończycy. Różnica polega jednak na traktowaniu osoby jako składnika masy, który musi działać bez zarzutu, aby cały mechanizm był idealny. Skutkiem tego jest jednoczesne docenianie starości oraz wyprowadzka większości starych ludzi do Chin, by młodym zrobić miejsce w kraju.
Połączenie Chińskiej mentalności szacunku dla ciała z Japońską "maszyną" państwową znajdujemy w Korei. Świetnie to przedstawia historia Koreańczyka, który był w Polsce na wymianie studenckiej: gdy wrócił do siebie przez kilka dni był zmęczony. Pewnego dnia więc usiadł sobie na ławkę. Gdy to zrobił od razu zrobił się tłumek wokół niego, czy mu coś dolega. Stało się tak, gdyż ławki nie są dla Koreańczyków - oni bowiem nie mają "publicznej kultury odpoczynku" (wybaczcie - źródła nie pamiętam).
Przekraczając ocean docieramy do Azteków. Coś nie coś wiemy o nich i o ich umiłowaniu ciała. Ciało było dla nich czymś sakralnym. To ciała bogów budowały świat, ciała ludzi je podtrzymywało. Praktykowali również ofiarę zastępczą - ich serca i krew składane w ofierze dawały życie im oraz ich państwu. Przekażę głos specjaliście:
W wielu azteckich mitach powtarza się wątek stworzenia ziemi i świata z ciała zabitej, na wpół martwej istoty nadprzyrodzonej. Pokazuje to, jak za pomocą porównań cielesnych Aztekowie tłumaczyli sobie otaczającą ich rzeczywistość. W jednym z takich mitów dwaj bogowie Tezcatlipuca i Quetzalcoatl porwali i znieśli z nieba boginię Atlalteutli. Ciało tej bogini było pokryte w wielu miejscach oczami, a także ustami którymi gryzła. Na ziemi istniała już wówczas woda, której pochodzenie nie było wyjaśnione. Dwaj bogowie zamienili się w wodne węże. Jeden z nich schwycił Atlalteutli od prawej ręki do lewej nogi, natomiast drugi od lewej ręki do prawej nogi. Szarpiąc rozdarli ją na dwie połowy. Z jednej połowy jej ciała od strony łopatki powstała ziemia, drugą część obaj bogowie zanieśli z powrotem tworząc z niej niebo. Czyn ten rozgniewał innych bogów, którzy zeszli na ziemię, aby pocieszyć Atlalteutli. Bogowie ci chcąc zadośćuczynić ofierze zarządzili, że to z niej powstaną wszystkie potrzebne ludziom do życia płody. Aby tego dokonać uczynili oni z jej włosów drzewa, kwiaty i zioła; skóra bogini posłużyła do stworzenia trawy i kwiatów; z licznych par oczu powstały stawy, źródła, studnie i niewielkie jaskinie, z ust - rzeki i duże jaskinie, z nosa - doliny górskie, a z ramion góry. Mimo to na wpół martwe i przetworzone ciało bogini płakało domagając się krwi ludzkiej i serc na ofiarę, w innym przypadku nie wydawało plonów.Całość znajdziecie tutaj.
Dusza
Dla Greków liczył się przede wszystkim świat idealny, duchowy świat idei. Wyciągając temat z religii osadzili go w filozofii skąd przeniknął także do innych dziedzin. W samej myśli ludów miłujących mądrość nie przeszedł on jednorodnie. Jednak głównym wątkiem spajającym wszystkie koncepcje była metempsychoza, czyli wędrówka dusz. Nie była ona niczym dobrym - dusze bowiem musiały ponownie się wcielać i doznawać bólów tego świata. Musiały zaspokajać pragnienia, nie pamiętały idealnego miejsca, do którego na powrót dążyły, tęskno im było nie wiadomo do czego.
Wybijający się w wielu dziedzinach Arystoteles mówił o trzech częściach duszy: wegetatywnej typowej roślinom, zmysłowej typowej dla zwierząt i rozumnej typowej dla człowieka. Każde stworzenie ma CZĘŚĆ duszy. Nie jest więc tak, że ludzie w myśli greckiej są równi przyrodzie. Nie jest też tak, że podlegają tym samym prawom.
Inaczej religie hinduskie, w tym buddyzm, uznawały, że również dusza/anatman nie jest niczym dobrym, gdyż to ona zmusza do reinkarnacji. Osiągnięcie Nieba nie było niczym zadowalającym, gdyż bogowie również mieli swój czas życia w takiej formie. Dlatego tam dąży się do samounicestwienia w nirwanie bądź w bogu. Dlaczego samounicestwienia? Bo sami z własnej woli dążą do tego, by rozpłynąć się w nicości (bądź bogu), by zatracić swą świadomość, swoje ja. Reinkarnacja wielbiona na zachodzie jest przekleństwem na wschodzie. U nich bowiem duszę posiada cała materia świata.
Religie mniej znane bądź mniejsze, np. wierzenia starożytnych Egipcjan, Słowian przedchrześcijańskich, dzieliły duszę na serie pomniejszych części. Każda część odpowiadała za coś innego, ale tylko razem mogły istnieć.
Ciekawe jest natomiast spojrzenie u ludów rasy mongoloidalnej. Tam bowiem dochodzi po śmierci do przebóstwienia duszy, która staje się przodkiem.
Jak sięga historia, w Chinach istniał kult przodków. Przyjmowano w człowieku dwie dusze, umysłową czyli ducha i zmysłową duszę ciała. Wierzono, że dusza tak długo pozostaje przy zmarłym, jak długo zwłoki "żywi się" odpowiednimi ofiarami. Nieodpowiednio żywione i głodne dusze zamieniały się w upiory, a duch wstępował do nieba prowadzony przez przewodnika.
Całość artykułu tutaj. Jeżeli chodzi o Japonię i Koreę sprawa wygląda niemalże identycznie. Różnice pozostawiam pasjonatom, który mogą rozwinąć wątek w komentarzach. ;)
Moje własne rozważanie
Bardzo często mam wątpliwości, gdy słyszę wypowiedzi o duszy i ciele niezależne od siebie. Z jednej strony istnieje dusza, która idzie po śmierci do nieba, czyśćca bądź piekła (por. Księgi Machabejskie, Listy Pawłowe, Ewangelia). Z drugiej natomiast ciało nie jest potępione w Piśmie Świętym oraz przez Kościół. Obydwa czynniki są równie ważne, obydwa nas definiują. Oby dwa są dziełem Boga i człowieka. Chyba jeszcze nie dojrzałem na tyle teologicznie, by opowiedzieć się za którąś wersją. Może dojdę do czegoś mojego, indywidualnego? Kto wie.
Pozdro
Krzychu
0 komentarzy:
Prześlij komentarz