Impreza się skończyła. Nie bez powodu strach Go obleciał. Poszedł sobie porozmawiać z Tym kogo zwał Ojcem. Szefu się dwoił i troił, by coś ugrać. Jezus wręcz medytował, ale nie jak mój kumpel ze wschodu. To był dialog strachu z posłuszeństwem i miłością. U nas co innego było miłością, ale nie wnikam. Patrzyłem jak w pewnym momencie Szefa ogarnęło szaleństwo radości i strachu. Nagle się wycofał, a nam kazał pilnować. Podszedłem do Jego ziomków, którzy spali. Nagle wparował wzburzony Jezus, nas odsunął samym wzrokiem tak, że zamarliśmy i nie potrafiliśmy nic zrobić. Swoich ziomków opieprzył. Robił to częściej, ale nigdy w taki sposób. Następnie wrócił jeszcze chwilę pogadać z Ojcem.
Nagle Szefu pełen dumy prowadził żołnierzy, którzy Jezusa aresztowali i pobili. Nagle coś nas oślepiło, że nawet Szefu nie wiedział co się stało. Żołnierze od siedmiu boleści padli. Chwilę później wszystko wróciło do normy. Szef prowadząc żołnierzy przyprowadził nas do sali, gdzie byli wieśniacy. Część z nich słuchała moich braci. Wszystko robiliśmy co Szef kazał, a on zajął się kilkoma kapłanami Świątyni. Poddali mu się praktycznie bez walki. Szacun. Później nienazwany jeszcze kumpel omamił kilka osób, które opluwały i szturchały Jezusa. Tak się spodobało to szefowi, że powiedział do niego, aby się od niego nie oddalał, bo jeszcze zrobi wiele w historii. I nic dziwnego, skoro teraz 1/3 świata do niego się modli jako do boga.
Szybko pojawiliśmy się w znanym mi miejscu - Piłat równy koleś, który hołdował mi co dzień. Jego żona była dziwna, ale mogłem na niego liczyć. Szefu kazał się wszystkim znaleźć w tym miejscu. Cały świat miał pozostać pusty, bo w tym miejscu miało rozegrać się nasze zwycięstwo. Tak myśleliśmy, że było. Jednak później się okazało to naszą zgubą, szczególnie moją. Ale nie wiedzieliśmy. Zrobiliśmy co mieliśmy zrobić i został skazany na śmierć.
No i przyszła kolej na wykonanie wyroku. Zwyczaj barbarzyńskich Rzymian był taki, że wcześniej jeszcze turbowali skazańca. Szefu powiedział, żebyśmy się wyżyli. Tutaj chciał się wykazać koleś bez imienia. Kaci momentalnie podchwycili jego gadkę i niemal zabił już teraz Hipisa-Pacyfistę. Widać miał posłuch u wieśniaków czego skutkiem była obietnica Szefa, że będzie nowym bogiem. Baran jeden... Kiedy człowiek wyglądający gorzej niż zarzynane zwierze niósł swoje belki nowy bóg podburzał tłum jak jeszcze nie potrafił żaden z nas. Szef był zadowolony, ale i zaniepokojony jego siłą. Wszystkich nas i swojego syna widziała ta jedyna kobieta, która zawsze potrafiła nas przegonić. To Matka tego Faceta. Wiedziała coś więcej niż my przez co nie czuliśmy się dobrze... Dziwnie wtedy nie kazała mu rezygnować - inaczej niż inne kobiety. Wiedziała, że ta męka i nadchodząca śmierć jest naszym końcem. Nie mówiła jednak nic.
Gdy już Jezus umierał ten nadgorliwy idiota, wbrew poleceniu Szefa, nakłonił jednego z wieśniaków skazanego na śmierć obok Pacyfisty, by naskoczył na Umęczonego. Patrzyliśmy z dumą na Hipisa jak umiera, ale gdy wyzionął ducha stało się coś dla nas okropnego. Wszyscy umarli, których mogliśmy dręczyć zostali uwolnieni. Szef się wkurzył i wyżywał się na nas, nadal to robi. Nadgorliwca wysłał do Arabii, gdzie po kilkuset latach udało mu się nakłonić jednego wieśniaka, by nazwał go bogiem. Tymczasem uwolnienie z czeluści to był dopiero początek zwiększenia naszych mąk z ręki Szefa. Wszyscy ludzie, którzy zostali uwolnieni coś robili z Synem Bożym, Bogiem jak się przekonaliśmy. Tego się nie da opisać. Nie mamy takiej mocy. To był początek...
Jezus Chrystus umierający na krzyżu, Sztrasburski malarz źródło: The Yorck Project: 10.000 Meisterwerke der Malerei. DVD-ROM, 2002 |
0 komentarzy:
Prześlij komentarz