31 grudnia 2016
30 grudnia 2016
26 grudnia 2016
Kolędowanie na świecie
Wydaje się, że śpiewanie bądź słuchanie kolęd to polska tradycja, którą zanieśli nasi przodkowie na zajęte przez siebie tereny – stąd ich obecność u wszystkich naszych wschodnich sąsiadów. Nie jest to jednak prawda, co potwierdza rodowód „Adeste Fideles”.
Za porzekadłem „co kraj, to obyczaj” można powiedzieć, że każdy kościół partykularny ma swój repertuar. Niezwykłym jest jednak to, że nie nudzi się on szybko i do tego ma nauczającą cechę pieśni kościelnych – im jest dłuższa, tym więcej treści teologicznych niesie.
Idealnym tego przykładem jest czeska kolęda „Nesem Vám noviny”. Zaczyna się od informacji o niezwykłym wydarzeniu, by przejść przez teofanię do obowiązku niesienia światu radosnej Nowiny przez chrześcijan. Sąsiedni kraj, czyli Austria, kojarzy się z Bożym Narodzeniem ze względu na dwa fakty: wiedeński jarmark i „Stille Nacht”. To właśnie tam powstała w XIX wieku najbardziej znana kolęda na świecie. Oryginał liczył 6 zwrotek, które streszczają sens przyjścia Chrystusa na świat. W tekście zawarte zostały motywy, które od wieków stanowią podstawę dyskusji teologicznych, np. rola łaski w odkupieniu, miłosierdzie Boga czy też sprawiedliwość Stwórcy.
Nieco inaczej do tematu podszedł święty Alfons Liguori, autor włoskiej kolędy „Tu scendi dalle stelle”. W swym utworze pokazał miłość Boga do człowieka, jako przyczynę narodzenia Chrystusa i chęć niesienia pomocy biednym. Bardzo trafnie zinterpretował tekst Andrea Bocelli. Z kolei kraje skandynawskie i Finlandia wykazują niezwykłą radość z Narodzenia, co dokumentuje „Gaudete, Christus est natus”. Jest to pieśń historiograficzna o charakterze hymnicznym. Brak w niej teologii.
Chrześcijaństwo, podobnie jak polityka, przestało być europocentryczne w XX wieku. Stąd też należy patrzeć nam co raz częściej na inne kontynenty, by od nich uczyć się wiary. Bardzo dobrym przykładem kościoła małego, ale prężnego jest wspólnota w Chinach. Oficjalne dane podają, że chrześcijan jest tam tylko 10 mln, ale nieoficjalnie mówi się już o większej ich liczbie niż w całej Europie. Wracając do muzyki. Jest ona ważnym elementem kultury chińskiej, dlatego nie powinno nas dziwić, że ma ona swój zestaw kolęd. Do najpopularniejszych kompozycji własnych należy zaliczyć 欢乐佳音歌 (Joyous Tidings) czy też 圣诞感恩歌 (Christmas Thanksgiving). Są to typowe dla Chin hymny na cześć jednostki, które tłumaczą sens wydarzeń świętowanych tymi pieśniami. Jednak tak, jak w całej Azji Dalekowschodniej bardzo często śpiewane są także europejskie kolędy przetłumaczone na lokalne języki.
Pamiętać należy również o Bliskim Wschodzie, czyli miejscu narodzin Izraela i Chrystusa. W krajach islamskich, śpiewając podczas Bożego Narodzenia, kładzie się akcent na przyszłe czyny Jezusa, Jego rolę wobec Izraela oraz nasze naśladowanie Nowo Narodzonego. O tym traktuje m.in. ليلة الميلاد (Laylat al-Milad) czy też أرسل الله ابنه يسوع (Arsala allah). Teksty tych utworów cechuje biblijność unikająca teologizacji. Można napisać, że naśladują one w swej prostocie teksty biblijne, w szczególności psalmy.
Czarna Afryka nieustannie nas uczy celebracji chwili, dlatego też kolędy nie zmieniają swej nauki. Dla wyznawców tej części kontynentu tu i teraz jest najważniejsze. Przyszłość jest czymś, co im przychodzi z trudem. Z tego też powodu każde święto jest tu i teraz przeżywane pierwszy raz, co możemy zauważyć np. w „Betelehemu”. Z tego też powodu tamtejsi chrześcijanie zdają się być jak pasterze, którzy przychodzą oddać Królowi pokłon. Nadto z powodu swojego charakteru tworzą coraz to nowsze utwory, np. „Polongo Jesu”, czemu sprzyja także ich muzykalna natura.
Nieco starszy Kościół o podobnej naturze znajdziemy w Ameryce Południowej. Różnica polega na tym, że myślenie nad teraźniejszością zawiera w sobie przyszłość. Świadczą o tym kolędy takie, jak „Como busca el tierno infante” z Wenezueli czy portorykańskie „Vamos Pastorcitos”. Bardziej podobna w tej kwestii do Afryki jest Brazylia. Warto posłuchać „Repousa Tranquilo”.
Ameryka Północna jest anglosaska, ale też ma swój świąteczny urok. Pokazało nam to TGD podczas koncertu kolęd w katowickim Spodku. W Stanach króluje już od lat „Mary did you know?”, której aranżację przedstawił Pentatonix w 2014 roku. Oprócz tego wykonał ją także jeden z uczestników amerykańskiego „The Voice”. Jest ona proroctwem skierowanym do Maryi na temat życia Chrystusa. Nieco bardziej spokojna Kanada swą spontaniczność wyraża podczas różnych świąt. Radość odnajdziemy w „D’où viens-tu, bergère?”.
To wszystko katolicy i protestanci. Święta jednak obchodzą także nasi prawosławni bracia. Grecy śpiewają m.in. „Χριστός γεννάται σήμερον” (Christos jenate simeron) oraz „Ο μικρός Χριστός” (O mikros Christos). Kładą oni nacisk na biblijność tekstów oraz ich soteriologiczny wymiar. Sprawia to wrażenie połączenia motywów arabskich oraz europejskich. Nieco bliżej nas także żyją ortodoksyjni chrześcijanie. Oczywiście mowa o Rosjanach, których kolędy takie jak „В Вифлееме тишина” (W Winfljemje tiszina) czy też „Ночь тиха над Палестиной” (Noci ticha nad Palestinoj) mogą wydać się nam niezwykle znajome.
Choć świat jest pełen niezwykłych kolęd to najlepiej poznać swoje. Literatura podaje, że liczba polskich kolęd sięga 600. Cóż rzec – cudze chwalicie, swego nie znacie…
Krzychu;)
12 grudnia 2016
Moda męska na przestrzeni wieków
O facetach mówi się dzisiaj wiele, najczęściej w kontekście kryzysu, jaki ma przechodzić świat mężczyzn. Jako dowód przedstawia się męską szafę oraz kosmetyczkę, które współcześnie mają być niepomiernie większe, aniżeli były przez całe wieki. Czy aby na pewno tak jest?
Najstarsza szafa, do jakiej zajrzymy, jest rodowodu
rzymskiego, bowiem łączył on osiągnięcia Greków, barbarzyńców z innowacją
własną Rzymian. Na pierwszy plan wysuwa się używanie męskiej bielizny, która
przypominała współczesną. Mieszkańcy Imperium na co dzień używali krótkich
spodni, które są przodkami pantalonów. Żołnierze prawdopodobnie ze względu na
ochronę używali skórzanych klinów przypominających współczesne slipy męskie.
Tego typu bielizna niewiele się zmieniła przez wieki.
Dalmatica - rodzaj togi |
Podstawowym ubiorem mężczyzn wczesnego okresu istnienia
państwa rzymskiego były tunika i toga. Pierwsza była używana niezależnie od
statusu społecznego. Różniła się materiałem, sposobem zszycia oraz symboliką,
np. senatorzy mieli purpurowy pas od szyi w dół. Toga natomiast była noszona
przez bogatszych mieszkańców Imperium Romanum, którzy narzucali ją na siebie w
chłodniejszych okresach. Wyrazem zniewieścienia była wówczas dalmatyka, jedna z
odmian tuniki oraz tuniki długiej do samej ziemi. Nie godziło się bowiem, by
mężczyzna nosił coś z dłuższymi, szerokimi rękawami lub długiego do ziemi.
Zmiany w tym aspekcie zaszły dopiero w okresie późnego Cesarstwa. Na długo ten
typ ubioru zachował Kościół jako jedyną formę szat liturgicznych. W mroźne dni
funkcjonowały szaty zapinane klamrą lub płaszcze. Używano także koców jako
okryć. Z kolei w upalne dni mężczyźni używali słomianych kapeluszy o szerokiej
średnicy. Również spodnie i spodenki mają antyczny rodowód. Jednak inaczej niż
współcześnie noszone były pod ubraniami, jedynie atleci nosili je jako strój
wierzchni.
Higiena była również bardzo ważnym elementem w kulturze
Rzymian. Przede wszystkim nie godziło się, by mężczyzna miał zarost, długie
włosy czy owłosienie ciała w ogóle (sic!). W historii możemy odnaleźć cesarzy łamiących tę zasadę.
Jednak równocześnie pojawiają się informacje, jak gorszyło to mieszkańców.
Bogatsi obywatele mieli swoich fryzjerów, którzy po porannej toalecie
(przemycie twarzy wodą) pojawiali się w domu pracodawcy i golili jego ciało.
Biedniejsi mieszkańcy mogli się udać do salonu fryzjerskiego, które nie były
ówcześnie rzadkością. Gdy już podstawowe elementy higieniczne zostały wykonane,
można było skorzystać tradycyjnie z publicznych łaźni.
Wieki średnie
Ubiory oraz higiena zmieniły się w średniowieczu pod wpływem
prymitywniejszych ludów germańskich oraz słowiańskich. Swoją rolę odgrywały
także zarazy. Największa z nich, dżuma, stała się powodem zaprzestania używania
łaźni, które do XIV wieku były używane powszechnie i często, szczególnie w
Polsce. Polacy dbali również z niezwykłą starannością o swoje fryzury. Ich
ułożenie było wyrazem szacunku dla innych mieszkańców. Zmiana nadeszła w XIII
wieku, gdy modne na powrót stało się golenie oraz noszenie krótkich włosów. Rezygnacja
ze stylu typowego dla wojów barbarzyńskich (długie włosy i broda) podyktowana
była względami praktycznymi – prościej było usuwać insekty z ogolonej głowy. Od
tego czasu zarost stał się wyrazem pokuty.
W ubiorze średniowiecze rozwinęło dwa typy męskich ubiorów –
luźne oraz obcisłe. Co do bielizny – u mężczyzn pojawiła się jej górna część.
Wcześniej niespotykane koszule wyewoluowały prawdopodobnie z rzymskich tunik.
Noszono je niezależnie od stanu społecznego. Przylegająca do ciała noszona była
przez bogatszą część społeczeństwa, ponieważ na nią ubierano inne elementy
ubioru. W obu wypadkach ich funkcja była dwojaka – służyła jako piżama oraz
jako dzienna ochrona. Tak jak współczesne klasyczne kroje koszul i ta sięgała
do połowy uda. Bielizna dolna była nieco zmienioną formą rzymską. Ludność
cywilna przejęła opasanie bioder od legionistów oraz od wyższych warstw
rzymskich. Oba typy były używane równie często.
Dublet |
Wierzchnia część była elementem, który mógł być dziełem
sztuki, którego autorem był krawiec. Ograniczała go jedynie moralność i
fantazja. Najdziwniejszym ze strojów było houppelande. W swej budowie
przypominał połączenie późniejszego polskiego żupanu z elementami zdobnymi
typowymi dla sukni takimi jak koronki i podszycia. Czymś zaskakującym dla nas
może być ubiór na zasadzie dopasowania się do ubioru kobiety. Przykład takiego
stroju to cottehardie, które było męskim odpowiednikiem sukni o tej samej
nazwie. Była to elegancka „bluza” zapinana z przodu na guziki ze zwisającymi
pasami materiału lub futra od bicepsów do końca długości ramion. Nieco mniej
ekstrawagancka była cywilna jaka, która wyglądała jak elegancka koszula z
poszerzanymi rękawami. Przypominało to połączenie spodni dzwonów ze
swetrem. Zazwyczaj jednak jaka
przypominała nasze bluzy z zapinanymi na całej długości, za pomocą guzików,
rękawami. Na co dzień noszono nieco mniej wystawne ubrania takie jak jopule
wierzchnie czy robe. Te ostatnie możemy kojarzyć z różnych filmów animowanych,
których akcja rozgrywa się w średniowieczu. Miały różne długości – od bioder po
kostki. Swym krojem i wyglądem przypominały plisowane spódnice. W Polsce robe
również się przyjął, ale w zmienionej, uproszczonej formie – praktycznie
niezdobionej i nieplisowanej.
Całość dopełniało obuwie. W starożytności znano sandały i
buty skórzane. Średniowiecze natomiast odeszło od tego typu obuwia. Drewniane
sandały służyły jako ochrona skórzanych butów – zakładano jedne na drugie.
Skórzane trzewiki zmieniły swój krój, który od tego momentu stawał się coraz
bardziej skomplikowany. Jak zwykle wyróżniały się warstwy najwyższe. Za obuwie
służyły im najczęściej nogawice ze wzmocnioną podeszwą.
Odrodzenie
W renesansie poza krojem odzieży niewiele się zmieniło –
nadal panował trend zmniejszania liczby noszonych ubrań. Dzięki takiemu
rozwojowi mody dublet stał się wierzchnią odzieżą, a nogawico-spodnie przestały
być do niego przypinane. Zaczęły pełnić funkcję samodzielnego stroju,
upodobniając się coraz bardziej do współczesnych rurek czy getrów. Szczytem
mody na północ od Alp stały się – jak najbardziej to możliwe – bufiaste rękawy.
Innym wyznacznikiem trendów były sajany, czyli włoskie kamizelki, o
v-kształtnych i prostokątnych dekoltach, spod których wystawały koronkowe
zdobienia i kołnierze. Nowością natomiast stał się płaski kapelusz, gdyż
odkrycie głowy uchodziło nadal za nietakt. Ze średniowiecznych nakryć
wyewoluowały zawoje, które wyglądały nieco jak wariacje na temat turbanów.
Innym nakryciem męskim (sic!) były siatki koronkowe. Mimo stosowania kontrastu
kolorystycznego oraz tkaninowego (łączenie połyskującego materiału z matowym)
kolorem dominującym była czerń. Wywodziło się to z mody hiszpańskiej, która
ówcześnie była mocarstwem europejskim narzucającym swoją dominację w wielu
dziedzinach życia Europejczyków.
Jednym z plusów tej dominacji było to, że codziennie
zmieniano odzież na czyściutką, świeżo wykrochmaloną. Działo się tak, ponieważ
wierzono, że czysta odzież uwolni od chorób i jest najlepszym źródłem dbania o
higienę. Łaźnie bowiem – tak popularne w średniowieczu – pod wpływem ówczesnych
lekarzy, kojarzących je jako źródło zaraz, odeszły do lamusa. Kąpano się zatem
jak najrzadziej można było.
Moda pierwszego okresu: wams |
Niestety za Francją przyszła również większa niechęć do
kąpieli. Uważa się również powszechnie, że mocny zapach francuskich perfum ma
swoje źródło w braku higieny oraz braku kanalizacji w Paryżu. Oczywiście
elementem niezbędnym od tego czasu stały się również młoteczki do zbijania
pcheł. Na szczęście ta moda, podobnie jak ubiór nie przemawiały do mieszkańców
Polski i Europy Wschodniej. Narody słowiańskie oraz leżące dalej na wschodzie
uznawały kąpiel za coś zwyczajnego i koniecznego. Dlatego też naigrywały się z
„francuskich modnisi”. W Polsce ukształtowały się już tradycyjne stroje
szlacheckie, które będą praktycznie niezmienne do czasów późnego oświecenia.
Ciekawostką jest to, że współczesny narodowy strój izraelski jest wzorowany na
polskim.
Moda XVIII wieku była rozwinięciem strojów zapoczątkowanych
przez Ludwika XIV. Ubiór składał się z szustokoru – marynarki wywodzącej się ze
stroju żołnierskiego podobnego do fraka, jednak bez jaskółczego ogona. Z czasem
zastąpił go habit (węższa wersja), a później klasyczny frak. Spodnie zostały
skrócone do połowy ud. Resztę stanowiły cienkie pończochy. Całość dopełniały
czarne pantofle na niewielkim obcasie lub wysokie kozaki wzorowane na
jeździeckich. Zrezygnowano natomiast z ogromnych peruk na rzecz mniejszych lub
naturalnych włosów.
Londyn XIX wiek - wpływ na Paryż |
Również temat higieny dopuścił po raz kolejny częste
kąpiele. Ich brak uważany był coraz częściej za wyraz prymitywizmu. Zaczęto
również coraz śmielej używać męskich kosmetyków, głównie perfum i pomady do
włosów.
Zatem czy mężczyźni zmienili się tak bardzo u progu XXI
wieku? Czy po chwili historii z masową odzieżą fabryczną zapomnieliśmy o
indywidualizmie wyrażanym przez modę na różnego typu ubiory? Warto się
zastanowić przez chwilę i pomyśleć, czy macho to jest to. Jeden bowiem będzie
lepiej czuł się w ciuchach metro-, inny w drwalo-, a jeszcze inny w
lumposeksualnych. Ważna jest wygoda oraz odpowiedzenie sobie na pytanie: czy
faceci podlegają feminizacji czy może kobiety podlegają maskulinizacji?
20 listopada 2016
Pielgrzymka do źródeł chrześcijaństwa w Polsce
Źródła chrześcijaństwa w Polsce możemy podzielić ze względu na dwa aspekty – historyczny i religijny. Pierwszy z nich związany jest z powstaniem państwa polskiego. Drugi natomiast z wpływem pewnych wydarzeń na ugruntowaną już wiarę w Polsce.
Należy również zauważyć, że większość pielgrzymek
odbywających się poza główne sanktuaria krajowe ma charakter turystyki
religijnej. Wiąże się to z wykorzystaniem czasu wolnego w celu zwiedzania
innych obiektów sakralnych i świeckich aniżeli docelowe sanktuarium.
Wyjazd zaplanowany jest z terenów południowej Polski i trwa
około sześciu dni. W trakcie tej podróży przemierza się centralne ziemie
naszego kraju, głównie wschodnią część Wielkopolski i Kujawy. Co motywowane jest
aspektami historycznymi.
Zamek w Kórniku |
Tytułową wędrówkę zaczynamy w Kórniku. Jest to miejscowość o
rodowodzie średniowiecznym, której historia sięga XII wieku. Wtedy była to
wioska rodowa Górków, jednej z najpotężniejszych ówcześnie rodzin szlacheckich.
W XV wieku po uzyskaniu praw miejskich dla miejscowości wybudowali tam zamek,
który po kilku modyfikacjach dokonanych przez kolejnych właścicieli przetrwał
do dzisiaj. Obecnie w zachwyt wprowadzają elementy egzotyczne – południowa
elewacja wzorowana na Tadź Mahal czy pierwsze piętro inspirowane grenadyjską
Alhambrą. Poza tym wrażenie na zwiedzających wywołuje kolekcja dzieł sztuki,
oryginalnie zachowane wnętrza oraz arboretum z największym w Polsce
różanecznikiem.
Najważniejszym punktem nawiedzonym tego dnia jest Górka
Klasztorna. W czasach przedchrześcijańskich był to jeden z najważniejszych
miejsc kultu rodzimego. Znajdował się tam święty gaj, po którym pozostały małe
kamienne instalacje w otaczającym współczesny klasztor lesie. Ważność tego
miejsca spowodowana jest pierwszymi na ziemiach polskich objawieniami
maryjnymi, które datuje się na rok 1079. Wielu wierzących patriotów wskazuje,
że tak wczesne nawiedzenie maryjne w kraju na wpół pogańskim świadczy o randze
kraju Polan w świecie chrześcijańskim. Obecnie opiekę nad tym sanktuarium
sprawują Misjonarze Świętej Rodziny, którzy oferują pielgrzymom nocleg w swoim
klasztorze.
Drugiego dnia nawiedzamy miejsca ważne dla początków państwa
polskiego, czyli Ostrów Lednicki i Gniezno. W pierwszym z nich miał odbyć się właściwy
chrzest Mieszka I, bowiem niektórzy z historyków uważają, że książę Polan był
chrzczony trzy razy. Zabieg ten służyć miał udowodnieniu, że pogańscy bogowie
nie istnieją i nie ześlą żadnej kary. Obecnie na wyspie wyeksponowano paladium
książęce z kaplicą, w którym też zatrzymać się miał cesarz Otton III w drodze
na zjazd gnieźnieński oraz fundamenty domostwa dla służby. Jezioro, na którym
znajduje się Ostrów Jan Paweł II nazwał chrzcielnicą narodową.
Nieopodal znajdują się słynne Pola Lednickie, które od
niedawna znane są jako osobna miejscowość. Powstały one z inicjatywy ojca Jana
Góry, którego zainspirował Jan Paweł II i jego międzynarodowe spotkania z
młodzieżą. Spotkania te odbywają się rokrocznie od 1997 roku i zawsze
towarzyszy im motto. Cechą charakterystyczną Pól jest wielka brama-ryba, a
spotykająca się młodzież jest ubrana na biało, co symbolizować ma Nowego
Człowieka.
Katedra Gnieźnieńska |
Ostatnim punktem drugiego dnia jest katedra gnieźnieńska.
Jest ona matką wszystkich kościołów w Polsce, pierwszą katedrą. Do 1300 roku odbywały
się w niej koronacje polskich królów. Bryła budowli w ciągu wieków zmieniała
swój kształt od stylu preromańskiego po zbarokizowany gotyk. Najważniejszym
elementem świątyni są znane każdemu Polakowi Drzwi Gnieźnieńskie z ilustracjami
z życia świętego Wojciecha oraz konfesja tegoż misjonarza Prusaków nad jego
relikwiarzem. Prawdopodobnie wzorowana była na Konfesji nad Grobem Świętego
Piotra w Rzymie. Na uwagę zasługują także licznie zachowane detale gotyckie
oraz elementy barokowe.
Trzeci dzień to Poznań. Miasto posiadające bardzo obfitą
historię, która w epoce chrześcijańskiej rozpoczyna się w 968 roku, gdy Jordan,
pierwszy biskup na terenie państwa Polan, obrał je jako swoją metropolię. Swoją
rangę z czasów pierwszych Piastów zachował również w państwie elekcyjnym, gdzie
miał prawo uczestniczenia w wyborze władcy. W wyniku sentymentu narodowego oraz
udogodnień politycznych miasto rozwijało się bez przeszkód aż do potopu
szwedzkiego, po którym już nigdy nie odzyskało świetności. Warto jednak wybrać
się na renesansowy rynek, gdzie oprócz ratusza i kolorowych kamieniczek
znajduje się sanktuarium Bożego Ciała. Z jego powstaniem wiąże się historia o
profanacji trzech hostii przez miejscowych żydów, którzy przekupili
mieszczanki, aby w ustach wyniosły Ciało Chrystusa. Wyznawcy religii
mojżeszowej mieli nożem profanować je, a gdy widzieli, że nic się nie dzieje
postanowili je wyrzucić na pole. Tam jeden z chłopów zauważył jak lewitowały o
czym poinformował lokalny kler i burmistrza. Ci na początku nie chcieli
wierzyć, jednak po krótkiej chwili pobiegli zobaczyć zjawisko, a jeden z
proboszczów zabrał hostie. Później w ramach ekspiacji wybudowano sanktuarium.
Najważniejszy jest jednak Ostrów Tumski – dawna wyspa na
Warcie oraz siedziba miejskiego oraz metropolitarnego kleru. Najważniejszą
budowlą jest tam katedra, która szczyci się tytułem najstarszej w kraju.
Gotyckie wnętrza zapierają dech w piersi, choć nie są w całości oryginalne co
spowodowane jest pożogą wojenną, np. średniowieczny poliptyk przywieziony z
Góry Śląskiej. Najważniejsze są podziemia, które skrywają pozostałości
wcześniejszych katedr, grobowce biskupów poznańskich oraz grobowce pierwszych
władców z dynastii Piastów. Choć tym ostatnim dedykowana jest Złota Kaplica w
części głównej kościoła.
Po obwitych dniach miejskich nadszedł czas na spokojniejszy
i wyciszający dzień, który zaczyna się w rotundzie świętego Prokopa w
Strzelnie. Jest to największa rotunda romańska w Polsce, która przetrwała do
dzisiaj. Kroniki datują jej powstanie na XII wiek, natomiast badania
archeologiczne na XIII. Nawiedzający mury tej świątyni mogą sobie uświadomić
jak małoliczne były średniowieczne miasteczka. Co jednak ważniejsze – znajdują
się tam elementy wyjątkowe na skalę światową: kwadratowe prezbiterium oraz XIV
wieczne stacje drogi krzyżowej wykonane w drewnie.
Jedna z kolumn |
Równie ważny co rotunda jest Kościół Świętej Trójcy i
Najświętszej Marii Panny. Choć podobnie jak większość polskich świątyń została
zbarokizowana zostały w nim zachowane oryginalne elementy romańskie. Z zewnątrz
widać bryłę budowli oraz tympanon fundacyjny, który przedstawia świętą Annę z
maleńką Maryją na rękach. Natomiast po jej prawicy klęczy fundator (Piotr
Wszeborowic) z prostym rzutem świątyni w ręku. Druga postać kobieca nie jest
znana. Ciekawą figurę ma natomiast tympanon północny, który wygląda jak
połączenie łuku romańskiego z gotyckim. Ważniejsze jest natomiast wnętrze.
Zabytkiem klasy zerowej są rzeźbione kolumny romańskie. Podobne zachowały się
jedynie w dwóch miejscach w Europie, w Santiago de Compostela oraz Bazylika
świętego Marka w Wenecji. Na podporach przedstawione są cnoty i przywary,
pośród których znajduje się naga kobieta symbolizująca prawdopodobnie rozpustę.
Takie przedstawienie wewnątrz kościoła jest unikatowe w czasach powstania
świątyni. Z duchowego punktu widzenia niezwykły jest relikwiarz w formie
ołtarza. Jest miejsce przechowywania 658 różnych relikwii, co w połączeniu z
innym kościołem w Strzelnie daje sumę relikwii przewyższającą ilością wszystkie
relikwie będące we wszystkich świątyniach krakowskich.
Ze Strzelna warto udać się do Kruszwicy. Nie tylko ze
względu na legendarną Mysią Wieżę oraz Jezioro Gopło, które jest tłem dramatu
Juliusza Słowackiego „Balladyna”. Co ważniejsze znajduje się tam była katedra
biskupa kujawskiego z XII wieku. Położona niemal w centrum Bazylika Kolegiacka
pod wezwaniem świętych Piotra i Pawła ukazuje w pełni styl wielkich romańskich kościołów.
W przeciwieństwie do wcześniejszych jej wystrój jest surowy. Interesujące są
proste kamienne łuki oraz drewniane sklepienie typowe dla podobnych budowli na
południe od Alp.
Na resztę dnia warto udać się do Lichenia. Jedno z
największych sanktuariów maryjnych w Polsce, a na pewno z największą świątynią
w naszym kraju. Historia tego miejsca kultu zaczyna się na początku XIX wieku.
Wówczas jeden z żołnierzy ranny w bitwie pod Lipskiem, Tomasz Kłossowski, miał
objawienie maryjne. Pewnego dnia wracając z pielgrzymki na Jasną Górę, we wsi
Ligota zobaczył obraz Najświętszej Maryi Panny, który był zgodny z wizerunkiem,
który widział podczas objawień. Po rozmowie z właścicielem postanowił obraz
wziąć do siebie i powiesić w lasku nieopodal miejsca zamieszkania na jednej z
sosen. W niedługim odstępie czasu jednak zmarł. Przed obrazem modlił się
jedynie pasterz Mikołaj Sikatka, który jako jedyny pamiętał o wizerunku. Wówczas
to jemu zaczęła objawiać się Matka Boska. Jego objawienia stały się znane.
Prawdopodobnie z powodu proroctw jakie otrzymał, m.in. o pladze chorobowej oraz
o odrodzeniu Polski, która wówczas była pod zaborami. Wkrótce uznano objawienia
i wybudowano pierwszą świątynię, do której przeniesiono cudowny wizerunek. Nie
ustąpiły jednak starania o budowę nowej świątyni, godniejszej Maryi. Cel udało
się zrealizować w latach 1994-2004. Została wybudowana bazylika, której
architektura wzbudza kontrowersje. Przez wielu nazwana sakralnym potworkiem
architektonicznym.
Przedostatni dzień pielgrzymowania znowu dotyczy jednego
miasta – tym razem jest nim Toruń. Oczywiście należy udać się na rynek, do
kościołów Najświętszej Maryi Panny, Katedry świętych Janów czy też kościoła
akademickiego. Pierwsze dwie świątynie znajdują się na trasie toruńskiego
gotyku, trzecia natomiast jest przykładem baroku protestanckiego, co dla wielu
może być zaskakujące. Warte uwagi na rynku Starego Torunia są jeszcze ratusz
oraz kamienice – szczególnie Kamienica Pod Gwiazdą. Nie należy także zapomnieć
o pomniku Mikołaja Kopernika.
Bazylika Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i świętego Jana Pawła II |
Ważniejsze jest jednak Radio Maryją, które kształtuje wiarę
wielu milionów katolików w Polsce. Niezależnie od światopoglądu nie można
odmówić temu medium siły, z którą głosi orędzie katolickie. Jego nowa siedziba
znajduje się na obrzeżach miasta. Obok niej znajduje się najważniejsza budowla,
cel pielgrzymki do tego miasta – Bazylika Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy
Nowej Ewangelizacji i świętego Jana Pawła II.
Jest to sanktuarium narodowe, które stanowi gest dziękczynny
za wybór papieża Polaka, ale także za ukochanie Polski przez Maryję. Świątynia
ta w swoim kunszcie nie ustępuje wielu kościołom, których historia liczona jest
w wiekach. Prezbiterium urządzone jest jak osobista kaplica Jana Pawła II w
Watykanie, łącznie z kopią obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej z podpisem
tegoż świętego. Boczne ściany przedstawiają wizerunki największych polskich
patriotów – nie tylko świętych, nie tylko katolików. Dla osób wyniesionych na
ołtarze zarezerwowano przede wszystkim witraże. Chór natomiast zdobią freski
przedstawiające sceny biblijne. Z drugiej strony prezbiterium znajduje się
mozaika przedstawiająca Jezusa miłosiernego na świetlistym tle. W podziemiach natomiast
znajduje się kaplica, w której wymieniani są z imienia i nazwiska Polacy
ratujący żydów w czasie Drugiej Wojny Światowej. Najbliższa okolica świątyni
stanowi integralną jej część. Znajdują się tam: droga różańcowa, naturalnej
wielkości figury świętej rodziny, świętego Piotra oraz Mieszka i Dobrawy. Przed
wejściem natomiast znajduje się ponad 2,5 metrowy Jan Paweł II, który stoi na
moście.
Ostatni dzień to Warszawa. Zwiedzanie stolicy zaczyna się od
pomnika nieznanego żołnierza ulokowanego w pozostałościach kolumnady Pałacu
Saskiego. Miejsce to związane nieodzownie z odzyskaniem przez Polskę
niepodległości po 123 latach niewoli. Stamtąd należy przejść na Krakowskie
Przedmieście, a konkretnie pod Pałac Namiestnikowski, w którym rezydują
prezydenci III RP. To w tym miejscu swój pierwszy publiczny koncert dał młody
Fryderyk Chopin. Na ulicy przy której znajduje się rezydencja rozgrywały się
także ważne dla naszej ojczyzny wydarzenia, m.in. krwawo stłumiona manifestacja
polskości w 1861 roku. W podobny sposób, bez przelewu krwi, potraktowano
demonstrację studencką w 1968 roku. U wylotu ulicy na Plac Zamkowy znajduje się
świątynia, która w XVIII wieku stała się fundacją Stanisława Augusta
Poniatowskiego, czyli kościół świętej Anny, z którego przemawiał Jan Paweł II w
1979 roku. Przyczyniło się to do kolejnych manifestacji narodowych. Symbolem
polskości Starego Miasta jest oddany do użytku w 1984 roku Zamek Królewski, na
którego odbudowę zorganizowana została zbiórka narodowa. Należy także wstąpić
do nieopodal położonej Katedry świętego Jana Chrzciciela, w której świętowano
uchwalenie Konstytucji 3. Maja. Całość pielgrzymki zakończymy w Muzeum
Powstania Warszawskiego, które jest jednym z najsłynniejszych i najnowocześniejszych
polskich muzeów.
Krzychu;)
6 listopada 2016
Kto rządzi Kościołem?
W ciągu wieków Kościół przechodził różne modyfikacje – od zmiany obrzędów i języków używanych w liturgii, przez kryzysy, podziały do nieporozumień rozwiązywanych na drodze dialogu. Zdaje się, że jedynie władza w Kościele Rzymskiego Zachodu pozostała niezmienna. Czy aby na pewno?
Na początek zastanówmy się czym właściwie władza jest.
Słownik języka polskiego w definicji podaje, że są to instytucje, organy bądź
osoby, które poprzez możliwości rządzenia oddziaływają na innych. W Kościele Katolickim
łączymy tą definicję poprzez zastąpienie „przecinków” spójnikiem „i”. Mamy
bowiem niejako trzy elementy rządzące. Pierwszym i najważniejszym jest Bóg,
który przekazał nam swoje niezmienne ustawy w Piśmie Świętym. Drugim jest
hierarchia kościelna, o której szerzej trochę później. Trzecim natomiast są
świeccy.
Zacznę od końca. Po ostatnim soborze Kościół stara się
rehabilitować osoby świeckie w życiu Kościoła. Przez wieki bowiem byliśmy
odsunięci od wszystkiego co dotyczyło duchowości oraz kierunku rozwoju
jakichkolwiek jednostek terytorialnych Ciała Chrystusowego. Ostatnie
pięćdziesiąt lat dało świeckim prawo o samostanowieniu. Polega ona na tworzeniu
wspólnot, ich hierarchizacji oraz bezpośrednim wpływie na duchowieństwo. I tak
– powstanie wspólnoty w parafii zależy tak samo od inicjatywy świeckich jak i
osób posiadających sakrament święceń. Ich wewnętrzna natura również zależy od
nas (oczywiście pod czułym okiem Kościoła). Decydujemy się na wybór swojego
reprezentanta, animatora czy też lidera, którym też się poddajemy w życiu
duchowym.
Wpływać na duchowieństwo możemy różnie – zaczynając od
zwyczajnego życia parafii, angażowania jej w różne akcje aż po
odwołanie/przeniesienie prezbitera czy też biskupa w ekstremalnych przypadkach,
np. gdy jest zamieszany w sprawy sprzeciwiające się godności biskupiej (czynny
udział w polityce, posiadanie kobiety na boku itp.). Niezwykła władza spoczywa
także na rękach rodziców, którzy decydują o życiu duchowym dziecka do siódmego
roku życia, bowiem później dziecko nie musi słuchać rodziców odnośnie
wychowania w wierze (stąd tak ważne jest świadectwo wiary). Można zatem
powiedzieć, że władza świeckich dotyczy tego co jest nam najbliższe.
Władza duchownych jest nieco bardziej skomplikowana. Wynika
ona ze święceń, które są trzy stopniowe – diakonat, prezbiterat i episkopat.
Aczkolwiek tylko dwa ostatnie stopnie dają możliwość uczestniczenia we władzy.
Biskup sprawuje władzę całkowitą w swojej diecezji. I on wystarczy do istnienia
kościoła hierarchicznego, bowiem ma władzę powoływania swoich pomocników, czyli
prezbiterów. Księża otrzymują od biskupa wycinek jego „zobowiązań”, np.
sprawowanie liturgii. Gdyby tak wyglądała sprawa tekst mógłby być zakończony.
W grę wchodzi Tradycja, czyli m.in. Katechizm Kościoła
Katolickiego (KKK), Kodeks Prawa Kanonicznego (KPK), encykliki. I tak pojawiają
się stopnie w hierarchii Kościelnej pochodzące z poza sakramentu święceń, np.
proboszcz, wikary, dziekan. Jest to hierarchia duchowieństwa. W praktyce
wygląda ona następująco: wikariusz podlega władzy proboszcza i biskupa, a pośrednio
papiestwu; proboszcz podlega biskupowi i pośrednio papiestwu; biskup podlega
władzy papieskiej. Do Ziemskiej Głowy Kościoła o rozwiązanie problemu z
prezbiterem może zwrócić się jedynie biskup, w którym inkarnowany jest
prezbiter. Papież nie może sam mieszać się w sprawy kościołów partykularnych,
nie ma bowiem władzy absolutnej nad każdym księdzem. Dzieje się tak bowiem
papież jest biskupem. Może on jedynie nadać pewne przywileje określonym
duchownym oraz obsadzić wakat w diecezji. Reszta tytułów, np. kardynał, wiąże
się jedynie z pewnymi przywilejami. Nie mają dodatkowych uprawnień ze względu na
noszony tytuł.
Oprócz władzy osobowej pojawia się także kolegialna, np.
Konferencja Episkopatu. Nie ma ona natomiast władzy rzeczywistej nad konkretną
osobą, może jedynie wydać swoją opinię lub zarządzenie dla wspólnoty wobec
jednostki. W przypadku Konferencji Episkopatu danego kraju ustala ona
funkcjonowanie Kościoła w danym państwie w oparciu o KKK, KPK, przywileje nadane przez Stolice Apostolską
oraz tradycję funkcjonującą w danym państwie.
Władza Boga nie ogranicza się jednak jedynie do Pisma
Świętego. JHWH jest bowiem Bogiem żywym i miłosiernym wobec swego Ludu.
Odczytujemy ją m.in. w sumieniu. Sumienie jest o tyle ważnym Bożym organem, że
postępowanie przeciwne zdrowemu sumieniu jest grzechem. Jest ono elementem
wiążącym wszystkie trzy elementy władzy.
Krzychu;)
16 października 2016
Henrie Matisse „La Musique”, czyli kobiety na obrazach
O malarstwie można pisać wiele. Mogą to być profesjonalne opisy mistrzów, ale równie dobrze świeże interpretacje młodych umysłów. Każda ze stron ma swoje racje, przez co dochodzi do zaciętych dyskusji nad sensem i rolą sztuki.
Najwięcej estetycy mówili o tym w wieku XIX i XX, co
doprowadziło do powstania wielu pięknych, ale również dziwnych kierunków w
sztuce. W tyle nie pozostali również specjaliści odczytujący malarstwo, którzy
stworzyli wiele nurtów interpretacji. W przypadku obrazu Henriego Matisse’a „La
Musique” zaproponuję interpretację feministyczną.
Henri Matisse tworzył swoje dzieła jako dorosły mężczyzna
czynny zawodowo. Z wykształcenia był prawnikiem, który pracował w sądzie w Le
Cateau-Cambresis. Tam spotykał się z wieloma różnymi sprawami, które ukazały mu
szerokie spektrum codziennego życia. Wykorzystał to doświadczenie, gdy w wieku
24 lat wstąpił do Paryskiej Szkoły Sztuk Pięknych. Tam poznał dwóch wielkich
malarzy – van Gogha i Johna Petera Russella, których dzieła wpłynęły na jego
styl. W ten sposób utworzył nowy kierunek w malarstwie, zwany już za jego życia fowizmem.
„La Musique” powstał w 1939 roku, który był przełomowy dla
artysty z powodu wybuchu wojny i konieczności zmierzenia się z okrucieństwem
tego czasu. Obraz ma postać średniej wielkości kwadratu (115 x 115 cm)
malowanego metodą oleju na płótnie. Zawiera w sobie wszystkie charakterystyczne
cechy stylu Matissa, czyli kontrastowanie czystych (nie mieszanych) barw,
czarne kontury oraz typ sceny rodzajowej. Obecnie dzieło znajduje się w
Albright-Knox Art Gallery w Buffalo (USA).
Dzieło przedstawia dwie kobiety uczące się grać na gitarze.
Jednak są one przedstawione w sposób nietypowy. Warto sobie zadać w tym miejscu
pytania: dlaczego tak? Czy jest to skutek mody, jaka kobiety wówczas obowiązywała?
A może preferencje autora podsunęły taki a nie inny charakter sportretowania
kobiet? Zauważmy, że mają one silne rozbudowane biodra, co może wskazywać na
dowartościowanie takiej sylwetki przez Matissa. Podpowiedzią także może być
kolor skóry oraz egzotyczna roślinność znajdująca się na drugim planie.
Wskazuje ona raczej na egzotyczny charakter scenki rodzajowej, bliższy kulturze
południowoamerykańskiej aniżeli europejskiej. W tamtych rejonach świata od
zawsze liczyły się kobiety, które miały bardziej obficie ukształtowane biodra i
pośladki. Na taką interpretację pozwala także pierwotny styl autora, który
zwracał się w stronę kultur innych niż europejska.
Instrument, na którym gra kobieta w niebieskim kostiumie,
kojarzy nam się z muzyką XX wieku. Nic bardziej mylnego. Gitara znana jest w
Europie już od X wieku. Od tego czasu jest to dosyć częsty motyw malarski. W
ten sposób Matisse wykazuje jedność malarstwa europejskiego, mimo próby
zerwania z nim przez artystów XX wieku.
Zwróćmy uwagę także na modę prezentowaną przez kobiety.
Jedna z nich ma bardzo krótką, jak na owe czasy, spódnicę. Druga z nich ma
ubrane spodnie. Może wskazywać to na pozycję kobiet, które wówczas walczyły o
większy zakres swoich praw. Zwróćmy uwagę także na inne dwa elementy, które
podkreślają taką możliwość. Pierwszym z nich jest nienaturalnie większe ramię
prawej ręki kobiety w żółtej kreacji. W ikonie Trójcy Świętej Rublowa
poszerzona ręka wskazywała na dwie natury Chrystusa, co później w innych
dziełach sztuki stało się metodą na wskazywanie większego znaczenia postaci bez
portretowania tej informacji wprost. Natomiast drugim zabiegiem eksponującym
kobiety jest czerwień tła, które ewidentnie koresponduje z ich wielkimi
postaciami.
Krzychu;)
2 października 2016
O co prosimy odmawiając Ojcze nasz...
Modlić nauczył nas jedyny i
prawdziwy Syn Boży Jezus Chrystus. Zrobił to na wyraźną prośbę apostołów. Jest
to na tyle uniwersalna modlitwa, że gdyby nie była kojarzona tylko z
chrześcijaństwem mógłby się nią modlić każdy człowiek. Bez względu na wyznanie.
Nie pada bowiem w niej ani jedno imię czy typowa dla chrześcijan nazwa.
Pierwszy problem, jaki pojawia się w związku z modlitwą to
pytanie – która wersja jest prawdziwa, skoro znamy jej dwa przekazy? Wersja
przekazana przez świętego Łukasza - choć krótsza - według biblistów wydaje się
pierwotniejsza. Aczkolwiek do tradycji i liturgii weszła wersja palestyńska
przekazana przez świętego Mateusza, której ślady znajdujemy w jednym z
najważniejszych starożytnych dzieł chrześcijaństwa, czyli Didache.
Najważniejsze są jednak słowa, które
wypowiadamy podczas modlitwy. Każde zdanie bowiem oznacza inną prośbę. Jako pierwszą wypowiadamy
prośbę-błogosławieństwo. I tak „święć się imię Twoje” wskazuje na pierwszą
osobę, o jaką winniśmy się troszczyć w naszym życiu, czyli o Boga. To właśnie
Stwórca powinien być numerem jeden, co odczytujemy również w drugiej z intencji:
„przyjdź Królestwo Twoje”. Wypowiadając te słowa, zwracamy uwagę Boga na to, że
chcemy żyć w Jego obecności zawsze i wszędzie. Ale zanim będziemy mogli się z
Nim spotkać osobowo, prosimy Go o to, abyśmy mogli żyć zgodnie z Jego zamysłem:
„bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi”.
Wiadomo również, że jesteśmy powołani do wspólnoty nie tylko
z Bogiem, ale również z drugim człowiekiem. Stąd też następne prośby skierowane
są w stronę relacji międzyludzkich. Pomimo tego, że prosimy o chleb – czy to w
znaczeniu dosłownym, czy to duchowym – prosimy o niego dla nas. Liczba mnoga
nie jest tutaj bezzasadna, ponieważ Jezus powiedział, żeby każdy z nas
wypowiadał te słowa w taki sposób. Stąd też jeżeli odmawiamy modlitwę
indywidualnie, w swojej intencji, to przyjmuje ona formę modlitwy
wstawienniczej za cały Kościół. Chrystus wiedział, że jesteśmy grzeszni i może
to utrudnić wszystkie relacje, więc zobowiązał nas w tej modlitwie do
miłosierdzia wobec innych. Piąta prośba jest bowiem zbliżona do polskiego powiedzenia
„Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy
naszym winowajcom” wypowiadane przez nas nawiązuje do naszych relacji z drugim
człowiekiem. Powinniśmy sobie przy tym uświadomić także, że jesteśmy ponad
grzechem, jaki wkrada się w nasze życie. Jeszcze dobitniej wyraża to szósta
prośba, która nieco inaczej brzmi w oryginale, o czym pisze ojciec Jacek Salij
w książce „Nadzieja poddawana próbom”. Wyjaśnia w niej m.in., że grecki termin peirasmós oznacza nie tylko „pokuszenie”,
ale także „doświadczenie”. Wiemy bowiem, że Bóg poddawał wielu ludzi próbie,
aby ich wydoskonalić. Jednak nie były to historie proste. Wręcz przeciwnie.
Stąd też mamy prosić o ich lekkość. Całość zamyka intencja ochronna. Dotyczyć
ona może zarówno osobowego zła w postaci demonów, ale także zła jako stanów czy
rzeczy, które dotykają nas w codzienności. Pamiętać należy bowiem, że znaczenie
modlitwy zależy od naszej intencji, naszego wewnętrznego usposobienia.
Jak łatwo dostrzec, modlitwa „Ojcze nasz” dzieli się na dwie
części. Pierwsze trzy prośby dotyczą osoby Boga. Następne cztery dotyczą ludzi.
Wszystkie są ułożone wg ważności, czyli od sprawy najważniejszej do sprawy
bardzo ważnej.
Krzychu;)
18 września 2016
Kto naprawdę włada światem ‒ tajne loże i spiski
Kto rządzi światem? Jedno z odwiecznych pytań ludzkości. Pomijając sprawy religijne, powstało wiele różnych teorii. Jedne są bardziej, a inne mniej prawdopodobne. Zacznę od tych najbardziej fantastycznych.
Najpowszechniejsza teoria o rządach ogólnoświatowych dotyczy
rasy reptilian. Mają być to istoty humanoidalne. W zależności od
pseudonaukowców: wyewoluowały równolegle z dinozaurami lub są pochodzenia
pozaziemskiego. Pierwsza z teorii wiąże się z eksperymentem myślowym
przeprowadzonym przez Dale Russella, kanadyjskiego paleontologa. Rzecz warta
większej uwagi, ponieważ można zaliczyć ją do grupy filozofii przyrody, dlatego
że odwołuje się do metod naukowych w oparciu o hipotezę. Druga teoria ma
podłoże ufologiczne i wyjaśnia podobne motywy religijne (np. smoki)
wykorzystywane w różnych zakątkach świata, m.in. w Amerykach i Azji.
Niezależnie od sposobu ich powstania reptilianie mieli uczynić sobie ludzi
poddanymi. W pierwszej kolejności wykorzystywali strach, jaki wzbudzali w
ludziach pierwotnych, a następnie parali się genetyką człowieka, tworząc istoty
inteligentniejsze i bardziej zależne. Nauka jednak potrzebowała czasu, by było
widać pierwsze efekty, stąd postanowili zapaść w stan hibernacji. Ich sen trwał
jednak zbyt długo, więc nie mogli już działać jawnie, dlatego współcześnie mają
korzystać ze zdobyczy swojej ewolucji, m.in. ze zmiennokształtności, dzięki
której zastępują ludzi władzy swoimi osobnikami.
Równie nieprawdopodobna teoria, która posłużyła za motyw
przewodni serialu „Z archiwum X”, dotyczy szaraków, czyli kosmitów z rozbitego
statku w Roswell. Miał być to pierwszy kontakt ludzi z tymi istotami. W
zależności od wersji szaraki miały krzyżować się z ludźmi w celu zwiększenia
swojej puli genetycznej w zamian za technologię lub też miały dać technologię,
za co ludzie powinni być im posłuszni. Wrażliwe jednostki obu gatunków mają
starać się unaocznić spisek zawiązany przez rządzących.
Kilka bardziej prawdopodobnych teorii dotyczy grup
narodowościowych bądź religijnych. Zalicza się do nich zarówno teorie
rasistowskie, z najpowszechniejszą dotyczącą Żydów na czele, czy też te
dotyczące chrystianofobii przedstawiane w sztuce bądź przez różne grupy
społeczne, np. ogłupianie przez kler mas w celu wiernopoddańczej służby.
W ostatnim czasie modną grupą jest Iluminati. Jej zadaniem
jest przejęcie władzy na świecie bez ingerencji politycznej, ponieważ polityka
rodzi problemy. Ich celem mają być pieniądze, gdyż to one są prawdziwą władzą.
Specjalizują się w show biznesie (głównie muzycznym), ponieważ odpowiada on za
kształtowanie postaw ludzi całego świata. Aby nie ujawnić swej działalności,
wykorzystują osoby utalentowane, które muszą spełnić kilka warunków: zachowywać
tajemnicę, uczestniczyć w misteryjnym kulcie pokrewnym satanistycznemu, oddawać
procent zarobku oraz być posłusznym wobec osób podstawionych, które będą
kreowały ich wizerunek. Zwolennicy teorii spiskowych do kręgu osób wykreowanych
w taki sposób zaliczają: Madonnę, Beyonce, Britney Spears, Beatlesów czy też
Michela Jacksona. Ten ostatni miał zostać zamordowany, ponieważ chciał się
odciąć i wyjawić światu prawdę. W ostatnim czasie grupa Iluminati stała się
znana z kilku powodów, m.in. kadru z filmu o Kaczorze Donaldzie („Ask about
Illuminati”) oraz z ostrzegania przed tą grupą na lekcjach religii w szkole czy
też na rekolekcjach. Symbolem, którym mają się posługiwać jest oko opatrzności
wpisane w trójkąt lub ostrosłup.
Są jednak teorie znacznie bardziej prawdopodobne. Jedna z nich
wspomina Loże Masońskie. Jest to ugrupowanie filozoficzne wywodzące się ze
średniowiecznego cechu murarskiego, który w XVII wieku przybrał charakter
filozoficzny. Z czasem doszedł charakter misteryjny, który regulował tzw.
rytuał. Doprowadziło to do utajnienia miejsc spotkań oraz zatajenia
jakichkolwiek informacji o masonach. W organizacji wykreowała się hierarchia
urzędów oraz samych Lóż. Od samego początku wolnomularstwo jest podzielone na
dwa zwalczające się odłamy. Pierwszy, liczniejszy, uznaje istnienie jednego
boga, który jest nazywany różnie przez różne religie. Drugi natomiast jest
skrajnie ateistyczny, co podkreśla w swoich obrzędach, np. podczas wejścia do
wielkiej sali członek loży wyrzeka się jakiejkolwiek wiary. W przeszłości do
Loży Masońskiej należało wiele wpływowych osób, m.in. Stanisław August
Poniatowski. Nie jest zatem wykluczone, że owa organizacja ma jakieś plany
polityczne mimo otwarcia się na świat przez niektóre zebrania.
Inną grupą, która istnieje i spotyka się rokrocznie to Grupa
Bilderberg. Składa się ona z około 120 osób, które pełnią jedne z
najważniejszych funkcji w swoich krajach. Wielu członków nie znajduje się w tym
gronie na stałe. Co bardziej interesujące – na spotkaniach coraz częściej
pojawiają się Polacy, m.in. Jacek Rostowski. Oficjalnie są to spotkania
towarzyskie, zatem wobec świata nie mają one charakteru wiążącego. Jednak tak
naprawdę nie wiadomo jakie decyzje są wówczas podejmowane. Zwolennicy teorii
spiskowych wskazują jakoby miał być to prawdziwy rząd światowy.
Jedynym stowarzyszeniem mającym swe źródło w świecie
akademickim jest Czaszka i Kości. Powstało w 1832 roku na Uniwersytecie Yale i
działa do dzisiaj. Ilość członków nigdy nie przekroczyła 2000, ponieważ co roku
przyjmowanych jest maksymalnie 15 członków z przedostatniego roku studiów. Choć
nie wiadomo jednak wiele o ich zamiarach, to dociekliwi ludzie tłumaczą, że tak
naprawdę stowarzyszenie odpowiada za politykę Stanów Zjednoczonych. Ma być
sprawcą wybuchu światowego terroryzmu oraz kryzysu gospodarczego w celu
odwrócenia uwagi od swoich poczynań. Wielu jego członków zasiada w Białym Domu,
w radach Wall Street czy też prowadzi wielomilionowe interesy gospodarcze.
Elementem łączącym wszystkie te grupy jest brak jawności
odnośnie statusu, działania oraz drenująca wszystko ludzka wyobraźnia. Wiele
osób do tej grupy włącza także Opus Dei mimo tego, że działa jawnie i wszelkie
dane można pozyskać u członków oraz ze stron internetowych. Zatem trzeba, aby
każdy człowiek myślał sam i analizował pewne dane pod wpływem zdrowego
rozsądku. W przeciwnym razie staniemy się outsiderami oraz obiektem śmiechu.
Krzychu;)
4 września 2016
Ciemne Wieki pełne światła radości?
O istnieniu mitów dotyczących kwestii naukowych oraz historycznych wiemy od dawna. Z jednymi walczymy bardziej, a z innymi mniej – w zależności od światopoglądu. I tak dochodzimy do rehabilitacji wielu wynalazców, stanu wiedzy starożytnych czy ludzi utalentowanych, ale zapomnianych. Inaczej dzieje się w przypadku mitów dotyczących Kościoła.
Do najważniejszego z mitów, które dotyczą roli chrześcijaństwa w świecie, należy ten o stanie kultury europejskiej w średniowieczu. Na początku wspomnę tylko, że średniowiecze jest obok oświecenia najbardziej pronaukową epoką w historii ludzkości. To w tej epoce powstała idea współczesnych uniwersytetów, powszechnego szkolnictwa czy też nauk empirycznych. Wtedy też zaczęto doceniać to, co jest eksperymentalne. Owszem pojawia się zacofanie kulturowe oraz szwankuje myślenie abstrakcyjne w pierwszym okresie, ale to już rola prymitywnych Germanów, a nie Kościoła.
W celu jeszcze lepszego zrozumienia tematu ważnym jest, aby wspomnieć antyk i jego podejście do ciała. W Cesarstwie Rzymskim od I w. przed Chrystusem do końca tej epoki ścierały się dwa poglądy somatyczne. Pierwszym z nich, praktykowanym głównie przez cesarzy i jego świtę, był hedonizm, czyli krótko mówiąc: żyj, abyś posmakował każdego człowieka i każdej jego partii ciała, a przy tym aby twój język zasmakował wszystkiego. Wiązało się to z pseudointelektualnym charakterem władzy. Drugi typ, równie skrajny, który przenikał nawet do najniższych warstw społecznych, to platonizm. Szkoły bazujące na myśli Platona twierdziły zgodnie ze swoją mitologią, że ciało jest złe, niepotrzebne, więzi duszę itp. Jako że takie myślenie było rozpowszechnione wśród plebsu na długo przed ekspansją chrześcijaństwa, zostało przyjęte i dominowało do ok. wieku VI, aż Germanie “ostygli”.
Średniowiecze, odcinając się skutecznie od antyku, zerwało również z platońskim postrzeganiem świata. Zaczęto dostrzegać uczucia, co miało swoje pozytywne i negatywne strony. Jako pierwsi na nieco więcej luzu pozwolili sobie mnisi, którzy byli skrybami i przepisywali różne świeckie księgi. Umieszczali w nich ciekawe minatury infrograficzne.
Część z nas pewnie kojarzy artystyczne memy, które polegają na dopisywaniu śmiesznych zdań do obrazów lub ich fragmentów w celu rozluźnienia poważnego tonu malarstwa. Wśród nich prym wiodą ostatnio wspomniane miniatury, gdyż mają one bardzo różny charakter – od rysunków o podtekście erotycznym, przez mordercze króliki aż po ludzi w nienaturalnie śmiesznych pozach.
Z czasem podejście do uczuć zmieniło się w samych zakonach. Tam doszło do podziału wśród braci i kleru zakonnego na ludzi poważnych i luźniejszych. Do tych pierwszych należy święty Piotr Damiani, który uważał, że skoro wróg nie sprawia nam cierpienia, to my możemy sami się biczować, by tak cierpiąc, złączyć się z cierpiącym Chrystusem. Nieco inną drogę obrał święty Romuald, założyciel kamedułów. Też miał bezkompromisowe podejście do ciała – napisał jedną z najostrzejszych reguł zakonnych – ale wykazał się człowieczeństwem, przyjmując tzw. dar łez (tak, tak – to nie wymysł Odnowy czy oazy), który polegał na płakaniu jak bóbr podczas bliskiej obecności Boga w modlitwie czy podczas sprawowania sakramentów (głównie Eucharystii). Wiele radości w średniowieczu wniósł święty Franciszek. Jego duchowość skierowana do gminu była nacechowana afirmacją świata, o czym możemy przeczytać m.in. w jednym z opowiadań “Kwiatków św. Franciszka”, które mówi o tym, czym jest radość doskonała. Mimo że wybrał sposób życia ubogich, nie skreślał ludzi bogatych oraz radości, jakie może przynieść posiadanie pieniędzy.
Także inne warstwy społeczne doceniały rolę emocji w swoim życiu. Powszechnie znane są francuskie romanse rycerskie zwane chansons de geste. Tam oprócz żaru miłości, radości fizycznej i duchowej mamy opis niemal każdego z uczuć, które targa człowiekiem. Literatura średniowieczna oraz legendy wtedy powstałe mówią same za siebie. Bo któż z nas nie czytał o sławetnej pożodze podczas śmierci Rolanda czy też o zgubnej miłości Tristana i Izoldy lub o Arturze i jego kompanach? Odbiorcami tego typu dzieł było nie tylko rycerstwo, ale również chłopstwo, gdyż były to lektury czytane w przykościelnych szkołach lub przekazywane ustnie. Nie możemy zapomnieć o naszych rodzimych legendach, które również są pełne miłostek i zwrotów akcji (np. Legenda o Świtezi, o Wandzie co Niemca nie chciała).
Trochę inne uczucia targały handlowcami – wielką rolę odgrywał u nich nie tylko strach przed niebezpieczeństwem podróży, ale także chęć przeżywania różnych przygód oraz ciekawość świata. Historia Marco Polo jest oparta prawdopodobnie na kilku historiach o różnych średniowiecznych podróżnikach-handlowcach. Chęć ta była tak wysoka, że doszło do jej opisania w czwartej księdze Dekameronu. No i na koniec nie wypada nie wspomnieć o karczmach i zajazdach, w których organizowano mniejsze i większe uczty. Zdarzało się, że radosne harce uczestników trzeba było ukracać za pomocą odpowiedniego prawodawstwa (np. regulacje w gdańskim Dworze Artusa).
Krzychu;)
12 czerwca 2016
Dlaczego #JestemLepszegoSortu?
#JestemLepszegoSortu to nazwa pierwszej serii na moim YouTube'owym kanale. Celem tej publikacji jest odpowiedź na kilka pytań z nim związanych.
Jak nazywa się kanał?
Kanał jest sygnowany moim imieniem i nazwiskiem, ponieważ mam zamiar stworzyć kilka różnych serii filmowych. Nowy pomysł już w drodze ;)
Skąd pomysł na nazwę serii?
W jednej z wypowiedzi odnośnie KOD Jarosław Kaczyński powiedział, że odpowiedzialni są za to ludzie gorszego sortu. Nie podoba mi się taki język, który wywołuje agresję. Stąd też pomyślałem, że normalni ludzie są/powinni być lepszego sortu.
Dlaczego filmy kilkusekundowe?
W #JestemLepszegoSortu mówię o rzeczach oczywistych dla większości społeczeństwa, która niestety się zmniejsza. Są to elementy życia, który każdy z nas powinien znać. Te migawki mają wywołać minimum krytycznego myślenia u odbiorców. Choć pojawiają się również myśli, by nieco przedłużyć swoje wypowiedzi. Musi to być jednak zrobione z głową i regularnie - stąd na razie wstrzymuję się z takimi wypowiedziami.
Jaka jest tematyka filmów?
Określiłbym ją jako ogólnospołeczna. Zazwyczaj wynika ona z wydarzenia, które niedawno mnie poruszyło lub też "chodziło za mną" od dłuższego czasu. Nie zajmuje żadnego stanowiska po jakiejkolwiek stronie sporu. Staram się mówić o rzeczach ogólnych.
Czy masz jakieś cele odnośnie subskrypcji i wyświetleń?
Niekoniecznie. Cieszy mnie to jak filmy docierają do większej liczby osób oraz to, że kanał jest subskrybowany. Jednak podczas zakładania kanału nie liczyłem i nadal nie liczę na to, że znajdę się w gronie polskich YouTuberów.
Uważam, że takie wyjaśnienie wystarczy. Pojawiają się bowiem jeszcze inne pytania, ale są one póki co pojedyncze i odpowiadam na nie na bieżąco.
Krzychu;)
23 kwietnia 2016
Islam oczami Mahmeta
Nie ma na świecie człowieka, który nie słyszałby o islamie wielu bardziej lub mniej prawdziwych informacji. Część z nas ma nawet znajomych wierzących w Allaha. Jednak czy kiedykolwiek spróbowaliśmy się czegoś dowiedzieć o islamie od muzułmanów?
Właśnie to pytanie przyświecało mi, gdy sięgałem po „Życie świętego proroka Muhammada” autorstwa Hazrata Mirzy Bashir-Un-Dina Mahmuda Ahmada - tytuł wydany nakładem Islam International Publications Ltd. Nastawiałem się na czystą indoktrynację i możliwość odłożenia jej po zaledwie kilku stronach. Tak się jednak nie stało. Wręcz przeciwnie – sięgałem po nią w każdej wolnej chwili, by zweryfikować swój stan wiedzy o islamie. Nie zawiodłem się, choć książka ta ma swoje minusy, o czym później.
Autor biografii, wywodzący się z islamskiego kręgu kulturowego, stara się być obiektywny w tym, co pisze. Niestety nie wychodzi to zbyt dobrze, ponieważ książka pełna jest egzaltacji Proroka. W pierwszym momencie może być to męczące i odpychające. Jednak po pewnym czasie przyzwyczajamy się do tego sposobu narracji, jednocześnie uświadamiając sobie, że nie jest to zabieg literacki. W pewnych momentach wręcz czuć, że Hazrat pisze o Mahomecie w taki sposób, w jaki sam go sobie wyobraża. Jest to nie tylko zaufanie w misję Proroka jako posłannika jedynego prawdziwego boga, ale przede wszystkim fascynacja tą postacią. Uważam, że jest to niezwykła zaleta tej publikacji.
Ukazanie kontekstu społeczno-kulturalnego pozostawia nas... w konsternacji. Czytelnik, który nie interesuje się islamem ani kulturą arabską, może pomyśleć, że autor stara się wybielić postać posłannika Allaha. Pojawiają się bowiem przekłamania historyczne, które niewątpliwie wpływają na odbiór książki przez przeciętnego Europejczyka. Natomiast, gdy po pozycję sięgnie osoba szczerze zainteresowana, szybko zorientuje się, że wynika to z religii, która Koran stawia ponad osiągnięciami nauki.
Nie można jednak usprawiedliwić wszystkiego kontekstem kulturowym czy religijnym. Łatwo dostrzec, że Hazrat nastawiony jest na czytelnika z tzw. Zachodu. Świadczą o tym fragmenty, które wspominają o mordowaniu ludzi przez wojska Mahometa czy jego zemście na nieposłusznych ziomkach, zestawione z opisami wypraw krzyżowców czy tzw. misji pokojowych na Bliskim Wschodzie, które to wybijały miejscową ludność w celu wzbogacenia się Stanów Zjednoczonych. Łatwo również dostrzec w doborze fragmentów Koranu i Sunny inspirację mowami czy kazaniami chrześcijańskimi, tak aby zdawały się one jak najbardziej znajome, np. „Zaprawdę, Bóg mi świadkiem, że nie zaznacie dziś kary ani potępienia”. Przedstawia również osoby, które tylko ze względu na wygląd Mahometa stwierdzały, że jest prawdziwym posłańcem, choć sam prorok zaznacza, że wyjątkowym wyglądem się nie odznaczał.
Życiorys stanowi główną oś książki. Zostały w niej zawarte również inne informacje, m.in. znaczenie Kaaby w przedislamskiej Arabii czy praktyczne wskazówki dla zainteresowanych zmianą religii. Warto również wspomnieć o sposobie wydania książki, która po paru stronach może stać się uciążliwa. Prawdopodobnie wpływ na to miały koszty produkcji, gdyż w innym wypadku nikt nie pozwoliłby sobie na częściowe nachodzenie akapitów na siebie czy też ich niedopasowanie do strony. Również krój pisma czasami zmienia wielkość.
Należy zaznaczyć, że nie jest to naukowa publikacja. Przynajmniej nie w naszym, europejskim znaczeniu. Brak w niej przypisów. Nie ma również w niej pełnego obiektywizmu. Pomimo tych braków, które dostrzeżemy, wertując książkę, warto po nią sięgnąć. Ukazuje ona bowiem myślenie muzułmanina, to jak postrzega świat. Pomimo skoku cywilizacyjnego, jakiego Arabowie doświadczyli w epoce ich świetności, książka ukazuje prawdziwe oblicze tej religii, jako wiary prostego ludu. Nie ma w niej zbytnio miejsca na moralne rozterki, przez co świat muzułmanów wydaje się czarno-biały. Lektura ta uzmysłowi nam, przynajmniej częściowo, jak na nasz świat patrzą imigranci, którzy przybywają do Europy.
Krzychu;)
1 kwietnia 2016
Animacje uniwersum DC
Historia
wydawnictwa DC już za nami. Czas zająć się czymś o wiele ciekawszym, a więc
filmami animowanymi błędnie nazywanymi w Polsce bajkami.
Można
powiedzieć, że jest to naturalna droga rozwoju dla klatkowo konstruowanych
komiksów. Choć dla nas to nie pojęte, jest to działalność warta miliony
dolarów, ponieważ od zawsze animacje przyciągały do kin i przed ekrany
telewizorów zarówno młodych, jak i starszych widzów. Wśród nich nie dominuje
żadna grupa wiekowa.
Oczywiście
ma to swoje konsekwencje. Przez wiele lat filmy animowane ze stajni DC nie
pokazywały krwistej brutalności, seksu czy różnego typu ludzkich zboczeń. Choć
pojawiają się niezwykłe bitwy, to ich skutki fizyczne dla bohaterów zawsze były
wręcz niezauważalne, np. zamordowany Superman miał tylko jednego siniaka pod
okiem i stróżkę krwi z nosa.
Filmy
animowane ze świata DC dzielą się na sześć grup – filmy pełnometrażowe,
krótkometrażowe, seriale, filmy pełnometrażowe będące częścią seriali, filmy
pełnometrażowe będące twórczością fanów oraz filmy LEGO-DC.
Najwięcej na
rynku jest oczywiście seriali animowanych, które są produkowane od 1966 roku. We
wczesnym etapie dominowały postaci Batmana i Supermana. Było to związane z
ówczesnym zachwytem nad kosmosem i możliwością odnalezienia inteligentnego
życia. Człowiek-Nietoperz natomiast był ucieleśnieniem człowieka
inteligentnego, bogatego i przebojowego, a jednocześnie prawego i
sprawiedliwego. Innymi postaciami, które miały wtedy swój debiut na srebrnym
ekranie, były: Aquaman (1968), Wonder Woman (w „Super Friends”, 1973), Plastic
Man (1979) czy Kapitan Marvel (1981). Pojawiały się również drużyny super
bohaterów, m.in. The Super Powers Team: Galactic Guardians. Co mnie zaskoczyło
Batman poznawał wiele ciekawych postaci z różnych innych filmów animowanych,
np. Tarzana. Do lat 90. historie w filmach animowanych miały charakter
moralizatorski, przez co obecnie wydają się one mocno naciągane czy wręcz
infantylne. Nie możemy jednak do tego podchodzić w taki sposób, gdyż na starsze
obrazy należy patrzeć z punktu widzenia epoki.
Sytuacja się
zmieniła w 1993 roku, gdy został wydany pierwszy film animowany ze stajni DC – „Batman:
Mask of the Phantasm”. Seriale zaczęły korzystać z rozwiązań filmowych i
historie choć jedno- czy dwuodcinkowe stawały się o wiele bardziej barwne.
Pojawiły się moralne rozterki bohaterów, nietypowe rozwiązania zagadek czy w
niesprzyjających okolicznościach współpraca pomiędzy bohaterami a wrogami.
Powiewem świeżości dla seriali animowanych była również fabuła, która była
realizowana przez pewną liczbę odcinków. Od początku XXI wieku zmieniła się
strategia odnośnie animacji i rozwija się dwutorowo – są seriale typowe dla
dzieci, które możemy śledzić np. na Cartoon Network, oraz są serie dla
dojrzalszych widzów, np. Liga Młodych. Rozróżnienie pomiędzy tymi dwoma nurtami
dokonuje się dzięki kresce, jaką animowane są postaci.
Filmy
pełnometrażowe natomiast zachowują swoją uniwersalność wiekową. Daje to twórcom
większe pole manewru. Nadal główną oś tworzy Batman i Superman ze względu na
swoją pozycję w popkulturze, oraz dochody jakie przynoszą wszelkie gadżety z
ich podobiznami. Są także wykorzystywani jako tło historii mniejszych postaci,
jak np. Supergirl w „Superman/Batman: Apocalypse”. Filmy te potrafią trzymać w
napięciu równie mocno, jak zwykłe filmy kinowe. Świetną ilustracją tego zdania
mogą być „Justice League: The Flashpoint Paradox” czy „Batman: Assault on
Arkham” (historia wprowadza do filmowego „Suicide Squad”!). Ostatnia z
wymienionych animacji jest bardzo śmiała w realizacji, co dodatkowo służy
urealnieniu przygód skazańców. Minusem tych wszystkich filmów było to, że żadne
nie były ze sobą powiązane lub tworzyły najwyżej trójfilmową serię. Sytuacja
zmieniła się w 2014 roku, gdy postanowiono stworzyć jednolite uniwersum
animowane pod nazwą DC Animated Movie Universe. Być może zostanie ono włączone
do szerokiego filmowo-serialowego uniwersum jako inny wymiar. Wszystkie filmy z
tego świata nawiązują tylko do komiksów wydawanych w serii „The New 52”, a
należą do nich: „Justice League: War” (opowieść o początkach Ligi
Sprawiedliwości), „Son of Batman”, „Justice League: Throne of Atlantis”
(opowieść o Aquamanie i jego dołączeniu do LS), „Batman vs. Robin”, „Batman: Bad Blood” (opowieść o relacji Batmana
do jego wszystkich pomocników) i najnowszy, który miał premierę 25 marca tego
roku, „Justice League vs. Teen Titans”. Wszystkie te filmy możemy spokojnie
oglądać ze znajomymi albo ze swoją drugą połówką.
Nieco
inaczej sprawa wygląda z krótkometrażowymi animacjami. One skupiają się na
pojedynczych bohaterach. Trwają maksymalnie osiemnaście minut i służą
przedstawieniu postaci (np. seria DC Showcase), chociaż na początku miały
charakter jednorodnych króciutkich historii. Myślę, że gratką jest Superman z
1941 roku (film poniżej) – jest to okres, gdy nie umie on jeszcze latać i skacze na dalekie
odległości. A jeżeli lubimy spędzać czas ze swoimi dziećmi, to warto włączyć
filmy z serii LEGO-DC. Są to takie głupiutkie komedyjki, które rozśmieszą całą
rodzinę i naprawdę wciągną – no bo kto by nie chciał widzieć, jak w ramach
pomocy bohaterowie wymieniają się dłoniami?
Krzychu ;)
26 marca 2016
Sobota wieczorem - Dzień Trzeci, Ostatni
Wyszedł Syn Boży z czeluści. Ciało ma inne, niepodobne do nikogo. Jednak zostało coś z przed dwóch dni - dziurska w nadgarstkach, stopach, głowie, krwiaki na barkach. To one nas bolą najbardziej, bo dały ludziom ochronę przed nami. Już nas się nie boją. Skończyły się nasze panowania. Moje świątynie w Grecji zaczęły pustoszeć. Jedynie Ateny zdołałem utrzymać dłużej, ale i tam przegraliśmy.
Syn Boże pokazał się swoim ziomkom, którzy zaczęli wrzeszczeć na całym świecie Jego imię. Jeszcze nie skończyli. Nawet nasz nowy Szef w Arabii przegrywa. Nikt nie jest w stanie oprzeć się imieniu Jezus, które stało się tak silne jak jest w niebiosach. Wszyscy przegramy, bo ten który nas stworzył będzie panował wiecznie, a myśmy się mu sprzeciwili...
Teraz walczymy o utrzymanie z Kościołem, którego nic nie może zniszczyć. Nawet nasza najlepsza strategia zawodzi... To był nasz koniec panowania, a Kościół przynosi nam kres istnienia razem z ludźmi...
Matthias Grünewald, Zmartwychwstanie |
25 marca 2016
Piątek - Dzień Drugi
Impreza się skończyła. Nie bez powodu strach Go obleciał. Poszedł sobie porozmawiać z Tym kogo zwał Ojcem. Szefu się dwoił i troił, by coś ugrać. Jezus wręcz medytował, ale nie jak mój kumpel ze wschodu. To był dialog strachu z posłuszeństwem i miłością. U nas co innego było miłością, ale nie wnikam. Patrzyłem jak w pewnym momencie Szefa ogarnęło szaleństwo radości i strachu. Nagle się wycofał, a nam kazał pilnować. Podszedłem do Jego ziomków, którzy spali. Nagle wparował wzburzony Jezus, nas odsunął samym wzrokiem tak, że zamarliśmy i nie potrafiliśmy nic zrobić. Swoich ziomków opieprzył. Robił to częściej, ale nigdy w taki sposób. Następnie wrócił jeszcze chwilę pogadać z Ojcem.
Nagle Szefu pełen dumy prowadził żołnierzy, którzy Jezusa aresztowali i pobili. Nagle coś nas oślepiło, że nawet Szefu nie wiedział co się stało. Żołnierze od siedmiu boleści padli. Chwilę później wszystko wróciło do normy. Szef prowadząc żołnierzy przyprowadził nas do sali, gdzie byli wieśniacy. Część z nich słuchała moich braci. Wszystko robiliśmy co Szef kazał, a on zajął się kilkoma kapłanami Świątyni. Poddali mu się praktycznie bez walki. Szacun. Później nienazwany jeszcze kumpel omamił kilka osób, które opluwały i szturchały Jezusa. Tak się spodobało to szefowi, że powiedział do niego, aby się od niego nie oddalał, bo jeszcze zrobi wiele w historii. I nic dziwnego, skoro teraz 1/3 świata do niego się modli jako do boga.
Szybko pojawiliśmy się w znanym mi miejscu - Piłat równy koleś, który hołdował mi co dzień. Jego żona była dziwna, ale mogłem na niego liczyć. Szefu kazał się wszystkim znaleźć w tym miejscu. Cały świat miał pozostać pusty, bo w tym miejscu miało rozegrać się nasze zwycięstwo. Tak myśleliśmy, że było. Jednak później się okazało to naszą zgubą, szczególnie moją. Ale nie wiedzieliśmy. Zrobiliśmy co mieliśmy zrobić i został skazany na śmierć.
No i przyszła kolej na wykonanie wyroku. Zwyczaj barbarzyńskich Rzymian był taki, że wcześniej jeszcze turbowali skazańca. Szefu powiedział, żebyśmy się wyżyli. Tutaj chciał się wykazać koleś bez imienia. Kaci momentalnie podchwycili jego gadkę i niemal zabił już teraz Hipisa-Pacyfistę. Widać miał posłuch u wieśniaków czego skutkiem była obietnica Szefa, że będzie nowym bogiem. Baran jeden... Kiedy człowiek wyglądający gorzej niż zarzynane zwierze niósł swoje belki nowy bóg podburzał tłum jak jeszcze nie potrafił żaden z nas. Szef był zadowolony, ale i zaniepokojony jego siłą. Wszystkich nas i swojego syna widziała ta jedyna kobieta, która zawsze potrafiła nas przegonić. To Matka tego Faceta. Wiedziała coś więcej niż my przez co nie czuliśmy się dobrze... Dziwnie wtedy nie kazała mu rezygnować - inaczej niż inne kobiety. Wiedziała, że ta męka i nadchodząca śmierć jest naszym końcem. Nie mówiła jednak nic.
Gdy już Jezus umierał ten nadgorliwy idiota, wbrew poleceniu Szefa, nakłonił jednego z wieśniaków skazanego na śmierć obok Pacyfisty, by naskoczył na Umęczonego. Patrzyliśmy z dumą na Hipisa jak umiera, ale gdy wyzionął ducha stało się coś dla nas okropnego. Wszyscy umarli, których mogliśmy dręczyć zostali uwolnieni. Szef się wkurzył i wyżywał się na nas, nadal to robi. Nadgorliwca wysłał do Arabii, gdzie po kilkuset latach udało mu się nakłonić jednego wieśniaka, by nazwał go bogiem. Tymczasem uwolnienie z czeluści to był dopiero początek zwiększenia naszych mąk z ręki Szefa. Wszyscy ludzie, którzy zostali uwolnieni coś robili z Synem Bożym, Bogiem jak się przekonaliśmy. Tego się nie da opisać. Nie mamy takiej mocy. To był początek...
Jezus Chrystus umierający na krzyżu, Sztrasburski malarz źródło: The Yorck Project: 10.000 Meisterwerke der Malerei. DVD-ROM, 2002 |
Popularne posty:
-
Niektórym nazwiska może są znane, ale większości pewnie nie. Któż to jest by ich znać? Jest to dwójka dzieci z dwóch różnych krańców ziem...
-
Pewnego letniego dnia, gdy byłem w Szkocji zadzwonił do mnie mieszkaniec tego kraju. Zauważył moje ogłoszenie na jednym z portali i zachę...
-
Symbol hinduizmu Jedna z największych religii świata - religia matka dla buddyzmu i wielu subkontynentalnych ruchów religijnych. Wspó...
-
O istnieniu mitów dotyczących kwestii naukowych oraz historycznych wiemy od dawna. Z jednymi walczymy bardziej, a z innymi mniej – w zale...
-
Zbroja do turnieju pieszego. Pewnego razu siedząc na yt zobaczyłem bardzo interesujący filmik ( tutaj ). Przypomniało mi to wówczas jak...
Blog Archive
-
►
2015
(20)
- ► października (2)