Rock wywołuje agresję i tyle. - tak skończyła się swojego czasu dyskusja z jednym z wykładowców na ćwiczeniach. A debatę wywołało pytanie kolegi czy można mówić o czymś takim jak muzyka chrześcijańska. Pytanie niby banalne i odpowiedź szybka. Zobaczymy.
Zacznę od prostego pytania - czym się ma charakteryzować ten typ grania? Treścią, formą, a może instrumentem? No ba - musi być przeto gitara - bez niej nie to nie muzyka xD Myśląc w ten sposób wpadamy w kilka pułapek:
1. Stopień ostrości muzyki wskazuje (raczej) na nurt - nie na religię w jakiej miałaby być wykonywana.
2. Treść może być religijna - odwołująca się do postaci religijnych (hit Rh+), czasów (Wham) czy czynności (Mezo - Modlitwa) - a nie musi nieść za sobą wartości.
3. Instrumenty niekoniecznie muszą wskazywać na religię - wyjątkową pozycją cieszą się tutaj organy (pozdro Marusza), które goszczą w kościele - choć co raz częściej w salach koncertowych czy prywatnych domach. A co się tyczy wymienionego na początku instrumentu szarpanego - może być źródłem uniesień (chylę czoła wobec Norki). Często jednak jest źródłem śmiechów i kpin przez tzw. sacro polo. A nie o to chodzi.
A co na ten temat myślą sami zainteresowani, czyli ci, których określamy tym mianem - przykład 2Tm2,3:
"Najważniejsze: tekstami utworów
<<Tymoteusza>> - jak nazywają zespół muzycy - są bezpośrednie
cytaty Pisma Świętego, niekiedy tylko nieznacznie zmodyfikowane na potrzeby
kompozycji. Czyżby więc 2 TM 2,3 pełnił rolę grupy ewangelizacyjnej? Bo
przecież nie jest to <<rock chrześcijański>>, jak napisano w
Gazecie Wyborczej...
Malejonek:
Myślę, że pełnią on taką rolę. Ale nie jest to
na pewno manipulowanie kimś na siłę - jeśli ktoś nie chce tego słuchać, to nikt
mu niczego nie wciska. Jeśli jednak ktoś w tej muzyce odnajdzie coś dla siebie,
to ja będą bardzo szczęśliwy.
Lica:
Ja niczego nie muszę nazywać, mnie interesują
fakty. Dobudowywanie do muzyki jakiejś ideologii jest niepotrzebne. Rock
chrześcijański? Bzdura.
Budzyński:
Nie ma czegoś takiego, jak rock chrześcijański.
Jest po prostu muzyka rockowa, a to, że jesteśmy chrześcijanami, jest naszą
osobistą sprawą."
(Bartek Koziczyński, Tylko Rock, nr 5 (69) maj
1997)
Ja sam również uważam, że nie ma muzyki chrześcijańskiej, ponieważ to wywyższa pewne zespoły. Pokazuje - tego słuchać, a innego nie. W kręgach bliskich kościołowi określenie to pomaga jednak w odróżnieniu poruszanej tematyki - jak powiem, że jest to zespół chrześcijański to treść przekazu nie jest sprzeczna z wiarą. W wyniku czego - jak trzeba to używam (z niechęcią) tego określenia. Uważam jednak, że każda muzyka, której treść się zgadza z wyznawanymi wartościami i sposób prowadzenia się wykonawcy (solowego lub zespołu) oraz przyjęty system wartości, jest odpowiednia. Jeżeli któraś z tych sfer jest sprzeczna - nie słucham. Nie oznacza to, że wyłączam radio, gdy leci Madonna czy Rihanna - ale nie słucham jej w necie czy na płytach. Inaczej pisząc - nie wspieram ich. Tyle.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz